Radziejowa 1266m n.p.m
z @ancymonem i @Talarem kompanami z forum :D
10-11.05.2021r.
Tak to jakoś wyszło, iż ancymon napisał do mnie na WhatsAppie, bo planują wraz z Talarem, jechać w góry, mają wolne. Co za zbieg okoliczności, bo też mam wolne. Wprawdzie, planowałem samotny, trzy dniowy wypad, no ale, nich im będzie. Znów będą gadać, że dziki jestem. Że mi się nie chcę. Poświecę się hehe ;)
Gdzie? Pertraktacje. Ja myślałem o Wyspowym, a ten... Radziejowa, Wysoka (do KGP), Tary żeby było widać. Bleee.
No dobra. Trasa była ambitna, aby jednego dnia zrobić i Wysoką i Radziejową.
Gotowi na przygodę.
Ruszamy!
Lądujemy w Szczawnicy. gdzieś parę minut przed 13!
Szybko weryfikujemy plan. Odpuszczamy Wysoką. Za późno, nawet, jakbyśy skoczyli na nią na lekko.
Panie naczelny Panoramixie. Bydzie tak?
Ancymoenk, to ancymonek. Dokupuje lufki w lokalnym kiosku Ruchu. Cieszy się jak dzidzi, bo zagadał z lokalną babeczką, co to mu prawiła, jak to było w latach 80-tych.
A cóż to za marsz skazańców?
Talar niesie pełną klatkę (niby wersja mini, ale jednak ponad kilogram z obiektywem).
I co, ciąży mu na szyi, chowa do plecaka hahaha!
Nie no, sorry, ale, kupić aparat za naście klocków i nosić go w plecaku? Hallo?! Powiecie, że dupa mnie piecze, sam bym chciał taki. No nie powiem, sprzęt ekstra. Ale co mi z aparatu którym nie będę robił zdjęć :p
Musiałem! :p
Łot i takie leśne drogi.
Ociupinkę podejścia jest.
Kompanii, raczej mniej wprawieni w chodzeniu z ciężkim plecakiem.
Uuu, ktoś tu zagotował.
Weryfikacja planu, była mądrą decyzją.
Idziemy! Bo nas noc zastanie ;)
Cóż za cudna polanka.
Chwilowy odpoczynek.
Ancymon rozkminia funkcje w swoim super super pińcet megapikseli aparacie.
Śnieg! Dawać rączki, a może lepiej rakiety! ;)
Idzie cygański tabor :p
Docieramy na Przehybe.
Schron otwarty, jedzonko na wynos.
Coś by wrzucił do bebucha.
O ile, jedzenie na Prehybie nigdy mi nie smakowało, to ten zacny kawał schaboszczaka, był całkiem zjadliwy. Fryty jak fryty i podła sałatka do tego. No i elektrolit.
Ruszamy.
Nieco dalej...
I widoczek z lądowiska.
Eno, co tu za piknik?!
Znowu kręcą :p
Wio pany, bo się późno robi i przegapimy zachód słońca na szczycie.
Ojj, czuję, że mi się stopy zagotowały. W prawej, będzie bąbel! Niedobrze.
Niby mam nie za grube skarpetki z merino, ale nie sprawdzone na dłuższych dystansach i z ciężkim plecakiem. To był duży błąd!
Już niedaleko, już widać nasz cel.
Docieramy na szczyt. Nieco zsapani. A tam witają nas takowym trunkiem hehehe.
Hę, jak to się rozbijało?
Talar na wieży, ma lęki.
Jego ulubiona pozycja :)
Ujęcie w kierunku "wschodnim". Cień Radziejowej oraz ta ciekawa poświata na niebie :D
Słoneczko coraz niżej.
Piwerko na odwagę.
Podziwiają.
Talar asekuracyjnie, trzyma rurkę hehe.
Pa pa słonko!
Chłopaki zlazują na dół. Chyba są głodni, bo zbierają drewno i zaraz będą rozpalać.
Ja postanowiłem zostać jeszcze chwilę na wieży. Po zachodzie, często objawiają się ;) różności.
I takiego Feniksa ustrzeliłem.
Jest teraz jakaś akcja "kamyczkowy". Jest i jeden na wieży.
Robi się coraz ciemniej. Posiedział bym tu jeszcze trochę, ale się z dołu drą, żebym dawał sprzęt tnący i szykował drewno.
No dobra, niech im będzie. Bo będą beczeć ;)
Takie prepitety (była jeszcze piłka) i pyszności.
Niestety Talar, to tylko piweczko, kiełba i lulu. Co za marny druh :p
Siedzę z ancymonem i sączymy.
Uuu, głupia kiełbacha, się ułamała i lądowała w ogniu.
Głupia nie głupia, ale przynajmniej po tej, się nie rzyga ;)
Idziemy spać.
Wieje. Śpię niespokojnie, budząc się co chwilę. Jak to Talar określił, że wydawało mu się jakby spał nieskończoną ilość razy po 15minut.
No to wschód.
Niczym UFO, albo zaspane oko Saurona ;)
Taterki nabierają różu.
Słonko coraz wyżej.
Wszystko budzi się do życia. W tym ptaki.
Artystyczne ;) ujęcie z elementami wieży.
I szersza panoramaka.
A cóż to się na dole dzieje, głuszec jakiś? Nie, to rzygający ancymon. Ojj coś mu zaszkodziło. Ponoć ta jego kiełbasa.
Legowisko trolla górskiego.
A na śnieadńko, lofiz.
Świneczka z zielonym pieprzem.
Przed zalaniem.
Szczerze powiem, całkiem to niezłe, tylko musi przynajmniej 10min się "odliofizować" ;) po zalaniu wrzątkiem, bo są dość duże kawały mięska. Wychodzi taki gulasz.
Ostrawe, ale nie do przesady. Jednak po chwili, zacząłem odławiać ziarenka pieprzu, aby morda nie piekła zbytnio, ponieważ mieliśmy spory deficyt wody. Oczywiście zapomniałem kupić na Przehybie.
Musimy znaleźć źródełko!
Spakowani, jeszcze rzyg ancymona i idziemy.
Od tej strony, jest niezła drapa.
Oj biedny ancymon, nie dość, ze wymęczony, to go jeszcze pani głuszcowa zaatakowała, wylatując naglę z krzaków i lądując mu niemal na plecaku :p
Foteczka i wycofujemy się, ewidentnie nie jest w humorku ;)
Docieramy do Przełęczy Żłobki.
Gdzieś tu, wg opisów, ma być "sezonowe" źródło. Hmmm, może gdzieś jest, ale gdzie?
Talara piecze dupa, żeby iść w prawo (w kierunku Przehyby) boczną, leśną drogą. Tak patrząc na mapy.cz, warstwice i ogólnie teren, stwierdziłem, że to wcale nie będzie lepiej, krócej, a i kluczy ta droga i nie wiadomo co i jak, a ze strutym ancymonem i bez wody, to raczej lepiej nie eksperymentować.
Jednak, jak ancyś zobaczył, że trzeba cokolwiek podejść(na Wielki Rogacz), stwierdził, że on nie da rady w górę. To idziemy bardziej oczywistą drogą, pod trawersującą Wielkiego Rogacza.
Jest i strumyczek, jesteśmy uratowani!
A koło niego, piękne końskie łajno. No chyba, dobrze było by przefiltrować, bo nie wiadomo co może być wyżej :p
Talar wyciąga sprzęt.
Oryginalny wór, dziurawy, przecieka i nie da się za pomocą niego filtrować. Jednak ten filtr pasuje na większość gwintów butelek pet.
Coś mu to ciurka, stróżką cienką jak sik pająka.
Odsuń się, tera ja!
Upss, niemal w ogóle nie chce ciurkać. Dobrze, że miał strzykawę to przetykania, to jakoś w drugą stronę, przepłukaliśmy membranę. Po prostu, zasyfiły się/zaschły te filtry. Trzeba zrobić płukanie w wodzie demineralizowanej.
Tankujemy butlę 2L.
Mam apteczkę. Wygrzebuję z niej magnez skurcz i elektrolity, dla naszego chorego kompana.
Człapiemy dalej.
Ta droga jest ok. Łagodna i z jakimiś tam widoczkami.
Stacja XVII - ancymon umęczony.
I szersze ujęcie miejscówki odpoczynkowej bez ancysia.
Człapu dalej, widoczek na Trzy Korony.
Łot takie hale.
I panoramka z deptającymi w oddali jegomościami.
Tu ostrawe zejście i kolejna focia.
No tak, niby takie fajne te Garminy, ale nie ma poglądu na większy obszar mapy. Ta droga, nie była dobrym rozwiązaniem dla naszego cierpiącego kolegi, lepiej było iść granią. No ale polazłem jak baran za Talarem, bo stwierdził, że tak :p
Wentyluję stopy, oj pieką od spodu, pieką!
A ten znów coś zwija :p
Ooo, drogo-rzeka!
Uwielbiam takie klimaty, jary, zakamarki. Tu, w końcu(!), me krasnoludzkie buciory, mogą pokazać to, do czego są stworzone i żadne krzaczorowanie czy brodzenie po strumieniach, nie jest im straszne. Idę jak chcę, a panowie skaczą z kamyczka na kamień jak baletnice ;)
Lądujemy tuż przy parkingu przed rez. Biała Woda.
Zaczyna się asfalt. Busików niet.
Pełzniemy...
Szczawnica... 6km... przed chwilą, w tym strumieniu, byłem taki fifarafa. Teraz, czuję, jakby mi ktoś rozżarzonych węgli pod stopy podłożył. Przed Jaworkami rozważam ściągnięcie butów i marsz w skarpetach hehe.
Na szczęście jedzie jakiś busik. Zaczepiony kierowca, kieruje nas, abyśmy podeszli pod lokalny sklep. Tam ma przystanek.
Chwalmy Panu za tego busa! Zapłacilibyśmy bym każde pieniądze za podwózkę.
A wyszło nas po 5zyla.
Już w Szczawnicy idę jeszcze do delikatesów po piwko na drogę :D Wszak, trzeba się nawodnić.
Przed wejściem, zbliża się do mnie jakiś "dziad". Oho, pewnie będzie chciał drobne na winko.
Podchodzi i szepta mi:
- Panie, interes jest.
* Jaki interes?
A on wysuwa ino ino z kieszeni płóciennych gaci flaszkę.
- Śliwowica do kupienia.
:D
50 na 50. Nie wzbudzał zaufania swą "prezencją", aczkolwiek może dobry (acz biedny) lokalny Panoramix ;) Albo rozcieńczony spirytus z aromatem śliwkowym :p
Grzecznie podziękowałem, wszak w samym zagłębiu tego ognistego trunku, mieszka troliczek. A śwagier, zapewne zna dobre źródełka ;)
Wsiadamy w wóz i wio!
Pryy, jeszcze nad Dunajec, pomoczyć nóżki.
Co za ulga, jaka rozkosz! Ufff.
Ancymon dał radę bezpiecznie odstawić mnie do jamy. Ba, zajechał i do wawy, bo Talar nie ma prawka :p
Taka to była przygoda, która każdemu na swój sposób dała po dupie... tzn piętach, żołądku czy stopach ;)
Kącik kulinarny
Warzywa po grecku z oliwkami nadziewanymi serem.
Składniki:
- Warzywa po grcku
- Oliwki (czarne i zielone)
- Ser pleśniowy.
- Oliwa z oliwek, sól, pieprz, papryczki chilli (nie ma teraz deficytu wody, może popiec ;) )
Jest trochę zabawy w krojenie serka i nadziewanie. Pewnie można kupić nadziewane, ale... powiedzmy, że oszczędzam na "nowy" samochód :p
Można zapiekać w piekarniku, lub na patelni.
Smacznego i pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz