Trochę tu, trochę tam ;)
Opis zbiorczy.
Tak to bywa, że i Świętą Górę potrafię zaniedbać.
Aż się załoga schronu stęskniła za mną, albo tylko tak udają, żeby mi było miło :p Jakby nie było, postanowiłem ich odwiedzić.
Hmm, chyba mnie jednak troszkę lubią ;)
Dostałem krążek sera pleśniowego i... nie, nic sobie nie złamałem, nic nie odpadło i nie wiozę do szpitala hehe. To noga dzika, w soli i przyprawach.
Dzięki Łukasz!
Trochę śmiesznie wyglądałem z tą nogą dzika wystającą z plecaka i serem, w plastikowym pudle. Ojj, wytelepałem go po drodze, że trzeba było łyżką wyjadać. Śmierdziuch straszny, ale smak... coś niesamowitego. Dawno nie jadłem tak dobrego "śmierdziucha". Nóżka, to chyba jednak jest niejadalna. Sona strasznie i mocno ziołowa. Na razie "dojrzewa sobie", może nie wyjdzie sama :p Nie mam pomysłu co s tym zrobić (do bigosu/kwaśnicy?). Łukasz stwierdził, że najlepiej będzie, jak "zakopię" buahaha.
Ąę, czasem trzeba się odchamić ;)
Planowanie z Maćkiem.
Za to w sobotę z rana bawiłem się w człowieka lasu.
Siekierka, piłka i "trochę" drewienek naszykować na ognicho. A co to, panieńskie jakieś czy co?! Same baby! Żadnego chłopa nie zaprosili, nawet MNIE! ;) Cóż, wolę nie wiedzieć, co się tam wyprawiało :p
Co jak co, jako wielki zwolennik toporków, muszę powiedzieć, iż taka składana piłka, robi niezłą robotę!
Zamiast Tatr, miałem plan awaryjny, na wyjazd rowerkiem z namiotem. Pogoda ciągle niepewna a mnie ogarną leń. Zresztą, zanim bym się spakował i wyjechał eee. Będzie Jawo :p
Stylówa musi być ;)
Zostałem oddelegowany do pilnowania tego paleniska. Nie, nie było palone plastikami :p
A może teraz trafię na Grażynę?
Zajeżdżam, a tu zamknięte. Kukam, stukam, jest gospodyni :) Ląduję w środku, przychodzi jeszcze goprowiec i... szczyt Jaworzyny, Gopr, a tu morskie opowieści, he?
Sam już nie wiem, czy to od tego "sztormu" na filmiku, czy od tego diabelskiego wynalazku co mi gospodyni zmajstrowała, podłoga w gospodzie, zaczęła się chyba lekko uginać ;)
Przecież ja mam być już grzeczny :p
Uciekam na dół.
Tak całkiem bez planu, a pogoda za oknem ciekawa. To może, sprawdzę co to wymajstrowali za trasę zjazdową koło wieży widokowej na Słotwinach. Więc Halną, przez Górę Krzyżową na Słotwiny.
Co oni zrobili z tym szlakiem?! Po tym nie da się jechać, no tak, uleży się, to zaś będzie jak asfalt, ehh.
Ale przejechać musiałem.
Zdjęć nie będzie, bo jest głupie i chciało mnie zabić ;)
Mały postój na dole.
Ooo, nowe Oshee. Jak ktoś narzekał, że chemia, to wprowadzili "nie chemiczne". Myślę, iż bardzo dobry krok.
Wracam na Przełęcz Krzyżową.
Oj ty kusicielu, tii tii ;)
Zjeść coś musiałem, bo mnie ssało.
Przejeżdżam koło Edy i... no tego KTM_a wszędzie poznam. Po hamulcach.
A tu się ptaszki schowały :D
O, jak ładnie przystrojona blokada amora :D
Opowieści dziwnej treści.
A ja dalej głodny. No tak, dzień wcześniej w sumie nic nie jadłem, teraz miałem gastro fazę. Trzeba nadrobić :D
Gołąbki, nawet ładnie podane, chyba bym im sypnął trochę pieprzu i maggi, ale to już, wg smaku i uznania.
Tak to się żyje, na tej wsi ;)
Kącik kulinarny...
wyżej hehe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz