Folkmarská skala 915m n.p. m.
Góry Wołowskie - Słowacja.
02.08.2020
Kolejny wyjazd z TNGG.
Ostatnio, przez pogodę, nie siadł wyjazd w te rejony. Teraz, pogoda... miodzio! Może nawet za ciepło :p
Foteczku z dojazdu.
Pięknie widać Straże, a na prawo, ta ścięta górka, to ciekawa góreczka, gdzie znajduje się Šarišský hrad, u podnóża którego jest browar Saris.
fot. Paweł Chyc
Docieramy na miejsce startu.
Ha! Dorwała sierściucha. Dał się podejść i skusić saszetką.
Oby została mi kanapka dla psa, bo coś mam deficyt jedzenia na tym wyjeździe :p
Ooo i już skałki. Fajowe!
Się wspindrają.
Wow, ale fajna jama.
I palenisko jest, łokopcone troszkę w środku, ale przed deszczem/burzą, jest gdzie przekoczować.
Jest i jakaś górska trolica hehe.
Siła przyrody!
...
Człapu, człapu i docieramy.
Są gwiazdy :D
I skałeczki dookoła.
Nioo tu też niezłe wspindranko.
...
Tee, nie garbić się, cycki wypiąć! :p
Żebyś ty tam kiedy, nie poleciała w dół!
Są trolle ;)
i panocek w kapeluszu ze skóry kangura, się załapał...
Stąd widać było, ledwo, bo ledwo (aparat tego nie wychwycił) najwyższą konstrukcję na Słowacji. Ponad trzysta metrowy maszt. Trochę mi zajęło, zanim mój sokoli ;) wzrok, ją dostrzegł. Mimo usilnych nakierunkowań "gremium przewodnickiego".
Słonko smaży. Moje ręce i nos cierpią. Dzień wcześniej dostały na Krywaniu. Będzie piekło, niee już piecze :(
To jeszcze widoczek z owej góreczki z krzyżem.
I w stronę wioski do której mamy schodzić.
Jagniątko wylazło jakoś z zagrody i nie potrafiło wrócić. Bidne beczało za mamusią.
I piesek pasterski.
Panoramka ze szczytu. Pięknie!
I wspólna foteczka :D
fot. Paweł Chyc
Lecim dalej.
Troszkę chaszczowania ;)
Schodzimy coraz niżej. Jeszcze tylko jedna góreczka.
Dobrze, że był uwiązany, bo bawić się raczej nie chciał :p
Łot artystycznie.
Kierowca, Jacek, wyszukał dla nas ciekawą restaurację z miejscem grillowym.
Coo?! Cygański burger? Pewnie z psa :p
Skusiliśmy się jednak na pizzę.
;p
Chillout.
Ale spieczne ryło :p
Zajefane są te siedziska, a stół, z jakiegoś starego wózka(?), majstersztyk!
Odkażanie łapek i chrupiemy. Bardzo dobra, na super cienkim cieście. Taką lubię, nawet dupki fajne i zjadłem.
W drodze powrotnej, troszkę kimonka ;)
Piotrek rzucił hasłem, iż Krysia zaprasza na imieniny.
A pójdę, może choć ciut będzie jej miło i odmłodzę trochę tą dziadkową atmosferę :p
Sto lat w zdrowiu Krysiu!
Przylazł sępić o głaskanie.
Czyżby kot wyczuwał, że się coś porobiło w grupie i... czyżby to był już ostatni wyjazd w takim składzie? :(
Ehh, takie to stare, a takie głupie. Jak dzieci :p
Jedno, bardziej uparte od drugiego. Nie wiem, jak to komentować, aby nikogo nie urazić.
Dajcie sobie buzi i hej do przodu ;) A jeszcze przy okazji, jakieś taki dziwnie "niezadowolenia" powychodziły wśród członów/członkiń...ehh, nie ładnie, nie ładnie.
Kącik kulinarny
Kaszę wg przepisu. Reszta ląduje na patelni i podsmażamy na maśle, potem troszkę dusimy pod przykryciem i dodajemy jogurt.
Ehh...
Już kiedyś była ta kaszka. Sama w sobie jest trochę skromna. To będzie wersja turbo.
Składniki:
- Kasz pęczak z kurkami, cebulką i natka pietruszki
- Kurki
- Pieczarki (siakieś BIO - cokolwiek to znaczy ;) )
- Czosnek niedźwiedzi (mam trochę zamrożonego)
- Cebula szalotka i na podkreślenie ząbek czosnku
- Jogurt naturalny do sosiku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz