Mogielica 1170m, Wielki Wierch 1016m i Kiczora Kamienicka 1007m
26-27.05.2012r.
Gdzie by tym razem? A może Beskid Wyspowy z namiotem.
Głównym celem były dwa nie zdobyte dotąd szczyty, Wielki Wierch i Kiczora Kamienicka.
A że by było trochę więcej dreptania i ciekawiej, To przez Mogielicę (najwyższy szczyt Wyspowego), od strony, którą jeszcze nie szedłem.
Zajeżdżam na parking Zalesie-Wyrębiska. Stąd na Mogielicę jest rzut kamieniem :)
Bardzo dobrze oznaczone i opisane trasy. Można rowerem, można w zimie na biegówkach :)
Od tej strony, szlak, to taka leśna droga.
Jednak, przed szczytem robi się ciekawiej.
I słynna polanka z krzyżem.
Zoomik. Są Taterki i jest wieża widokowa
A sama wieża na szczycie, nadal zamknięta :(
Ujęcie w kierunku wschodnim.
Łot takie klimaty dla łowców "sensacji" IIWŚ.
Trzeba dalej, w dół.
Ojj stromo.
Panoramka z Polany Stumorgowej.
I w tył na Mogielicę.
I kolejna z owej polany w serce Beskidu Wyspowego.
I biegi tu organizują.
Szacun dla górskich biegaczy.
Dalej trochę leśnych autostrad ;)
Kierunek Szczawa.
A cóż tu za jamka?
Dalej, już mniej "autostradowo".
Tu już widać pasmo (to na lewo), na które muszę wyjść, po uprzednim straceniu wysokości i zejściu do poziomu rzeki Kamienicy.
Łot i taki opuszczony dom.
Ha!
Jeden z ciekawszych wodospadzików na Kamienicy.
Chwila przerwy, więc wietrzenie butów i skarpet.
Człapię dalej.
Taa, Główny Szlak Beskidu Wyspowego, a później, jakoś znaków nie ma.
Idę po swojemu :P
Według mapy.cz później może być słabo z wodą. Więc idę wzdłuż potoku aby zatankować.
Docieram w sumie do źródeł.
Filtra nie zabrałem, bo mu nie zrobiłem oczyszczania.
Idę w kolejny jar i szukam bardziej dogodnego miejsca.
Przecie i tak na ogniu przegotuję, więc nie musi być ze źródła.
Butla napełniona.
Oczywiście, dalej były bardziej wartkie strumienie, których mapy.cz nie uwzględniają :( Dziadostwo :p
Woda, wodą, ale jak tu dojść na Wielki Wierch. Dzikcuję.
Kolejny zaliczony. Nie chwaląc się, większość tych głównych/znanych, jest już w mojej kolekcji, teraz wyszukuję te "poboczne".
Ooo, a może tu się rozbić?
Tyle buczka do palenia hehe.
Ostatnie podejście i będzie finał.
No niby jest, ale to nie jest szczyt!
Wg, mojego nosa i GPS-a to gdzieś tu przy tym drzewie.
Niestety nie odnalazłem "punktu wysokościowego".
Pełznę dalej i... o tak, ta polana jest moja!
Obok przekaźnik.
Więc charakterystyczna góra. I jej mi brakowało (jak i poprzedniej), do kolekcji.
Jest gdzie dupkę posadzić i podziwiać widoczki.
Trzeba zjeść obiad.
Ostatni liofiz od Kamci 😘
Piździ wiatrem. Trzeba kupić osłonę.
A tak to zakrycie polarowe ;)
Zalane i "ugotowane". Ta porcja bardzo smaczna!
Także polecam
www.lyofood.pl
Przegotowanie wody.
Ojj, ta piłka robi robotę!
I takie mikro widełki na kabanosa.
Auto stanowisko do pieczenia.
Ahhh...
Jest i legowisko trolla górskiego.
Wracam do paleniska. Na deser :)
Tak to schodzi, aż się ściemnia.
A w ten dzień jest "Super Księżyc".
Tu się śpi.
Świeci, łysy, świeci!
W nocy jest słabo. Wieje, telepie namiotem.
Długo nie pospałem, mimo, że poszedłem wcześnie spać.
Tuż przed wschodem słońca.
Fota wykonana 3:47.
I za chwilę.
Mega spektakl. Ten słup światła! To nie jest flara z obiektywu. Tak było naprawdę!
I widoczek przy promieniach wschodzącego słońca.
To nie jesień, a kolorki genialne!
Wieje tak mocno, że rozpalanie ognia (i gotowanie) było by... nie za łatwe.
Odpalam palnik w środku namiotu.
Na rano jajeczniczka.
Pojadło. Trze iść dalej.
Poza szlakami, leśnymi drogami.
Pierwsze zabudowania.
Schodzę już bitą drogą, ale ona tak kręci się i wije. A pójdę na skróty.
Prrry. Pastuch i jakieś dziwne, kudłate krowy.
Obchodzę dookoła, bo tak jakoś "z byka" na mnie patrzą ;)
I kolejne skróty, a na polance, skitrana taka fajna chatka.
Już bliżej Szczawy, wpadam na żółty szlak.
Który wychodzi niemal wprost sklepu.
Jestem uratowany!
Dokupuję picia i... nie ma to jak o 7 rano, strzelić browara, nad rzeczką za sklepem. Jak rasowy żul :D
Jeszcze "tylko", dostać się labiryntem leśnych dróg, na parking do samochodu.
Lezę sobie tymi dróżkami, znanymi tylko okolicznym tubylcom i leśnikom.
W lewo? W prawo?
Tu mapy.cz na szczęście nie zawiodły.
I ostatnie zabudowania, hen pod lasem.
Upss, cosik te chmury spadają na dół ;)
Cóż za piękne miejsce na chatkę z bali 😍
Widać Tatry, Gorce (z górującym nad nimi Gorcem z wieżą) i Beskid Wyspowy (widoczny przekaźnik, pod którym spałem).
Jeszcze rzut obiektywem na Mogielicę.
W drodze powrotnej, zahaczam o troliczka.
Wujek, troll, wpadł na prysznic (odświeżyć się, co by nie zasnąć wracając) i coś poskubać ;)
Siostrunia szykuje cosik do skubania, a wujcio...
Nie siedzę długo, bo jestem mega nie wyspany. Mażę o gorącej kąpieli i MOIM łóżeczku.
Kącik kulinarny
Meksykańska potrawka.
Składniki:
- Ryżotto meksykańskie
- Wołowe mięso mielone
- Papryki
- Kukurydza
- Pomidorki
- Sos (opcjonalnie)
Mięso przyprawiamy solą i mieloną ostrą papryką, oraz paroma szczyptami ziół prowansalskich.Mieszam z drobno pokrojoną papryką i kukurydzą.
Owe ryżotto ciekawe.
Jest to ryż ekspandowany (czyli, nazwijmy go, dmuchany, ale tak nie do końca, co by się ciapka nie zrobiła).
Mięso z warzywami, podpiekamy na małym ogniu. Tak, aby papryką puściła nieco soku i zmiękła.
Ryżotto należy podsmażyć na łyżce oleju przez 30sek, a następnie dolać 250ml wody i przyprawy (z zestawu). Gotować 3min pod przykryciem.
Tego gotowego sosu już nie dodawałem. Tak było całkiem smaczne i nie za suche. Zarówno sosik od "zestawu", jak i ten z mięsa z papryką, zrobiły robotę.
Smacznego i pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz