Lackowa 997m n.p.m.
06.06.2021r
Niedziela, dzień święty święcić, więc trzeba w górki 😈
Tylko, gdzie by tu pojechać. Tak jakoś leniwy ten poranek. Zanim się zbierzemy, dojedziemy, wrócimy. A Kamusiątko musi zdążyć na modły. Tu za daleko, tam za daleko, tu trasa za długa... zaczynam marudzić 😛 Wszystko, co mi chodziło po głowie, odrzucam.
A może, coś bliżej. Lackowa, z wioski Ropki przez Białą Skałę i Ostry Wierch (szlak żółty), tym żółtym chyba nie szedłem, albo nie pamiętam. Wszystko mi się już kiełbasi na stare lata 😉
Dojeżdżamy na Ropki.
Wioska, gdzie diabeł mówi dobranoc. Dojazd bitą drogą, z kraterami.
"Biała strzała" poszła na złom. W nowym nabytku, zawieszenie działa 😆 więc tragedii nie było.
Wkurzona Kamusia (udzieliły się jej moje "muchy w nosie" ;) ). Ale zapiperza 😛
Ło jakie artystyczne kopczyki.
Kolejny szczyt i kolejne kopczyki.
Artystycznie...
Podejście od strony Przełęczy Pułaskiego nie jest tak strome, jak od Przełęczy Beskid, ale też jest drapka. W dół schodzi "retro drużyna" starych włóczykijów i włóczykijek 😀
Ogólnie, mimo, że to Beskid Niski, to sporo osób na szlaku.
Docieramy!
Najwyższy szczyt, po polskiej stronie, Beskidu Niskiego.
A tu słowacki znak z pieczątką (wiem, ostrość poszła w las ;) ).
Chwila przerwy na szczycie. Uzupełniamy spalone kalorie.
Aaa, na szczycie widziałem gościa na... gravelu! Niestety nie zdążyłem zrobić zdjęcia. Ale aż mnie serce bolało jak patrzyłem na koła, gdy zjeżdżał w kierunku Przełęczy Pułaskiego.
A my złazimy owym sławetnym "podejściem", które to, nie jednego piechura zaskoczyło.
Zaczyna się.
I taka ściana. Zejść, wcale tak łatwo nie jest. A jak popada i Beskid Niski, ukarze swe prawdziwe, śliskie (błotne) oblicze, to jest jazda :D
Nie schodzimy na Przełęcz Beskid. Na mapach, wyczaiłem drogi leśnie, które tuż spod szczytu odbijają na Bieliczną.
Jedna jest bardziej oczywista i "łatwiejsza", ale "na około", druga, mniej oczywista i po części przez łąki, jednak krótsza.
Kama nie lubi "dzikcować", woli iść "po ludzku".
Ok... ale, ale... tak ładnie wygląda ta druga, taka zadbana, szeroka, a pójdziemy tędy!
Chyba się to Kamci nie spodobało 😜
Dobrze, że na owych łąkach, nie było trawy po pas, bo by mi jajca urwała 😉
Ajj, pięknie tu!
Kapliczka, niedaleko cerkwi w Bielicznej.
Jeszcze ujęcie na grzbiet Lackowej, tak niewinnie wyglądającej z tej strony.
Docieramy do cerkwi.
Obok, biesiaduje jakaś ekipa.
Mijamy cmentarz i azymut na Ropki.
Z góry schodzi reszta owej "ekipy".
Patrzę, a tu... gość, który jeździł z nami (tzn z Tajną Nielegalną Grupą Górską 😪).
Ledwo mnie poznał, ale skojarzył.
Zagaduję i bajdurzymy trochę. Jak się okazuje, ekipa to sądeckie PTT, a owy kamrat, zrobił niedawno kurs, przodownika (nie mylić z przewodnikiem). Ciekawa opcja!
I ujęcie w tył. (Ajj, niebo prześwietlone. Coś mi siadło na oczy ;) ).
Docieramy do samochodu i rura do domciu :)
Przejście ekspresowe, bo Kamcia dostała "wkurwomocy"! 🙊
Kącik kulinarny
Kamę naszła ochota na Tatara!
W sumie, dawno nie jadłem. Jednak, zauważam, iż potrawę tą, trzeba skonsumować z wódeczką! Nie inaczej!
Przy aprobacie mej lubej, ląduje w koszyku "coś do poczytania" ;)
Składniki:
- Wódka - mocno schłodzona :D
- Mięso wołowe
- Cebula - ta nasza, najzwyklejsza polska!
- Ogóreczki konserwowe z czosnkiem (super są, zajadamy się nimi!)
- Pieczarki marynowane
- Żółtko
Cebulę, ogóreczki i pieczarki drobno siekamy.
W mięsie na talerzu robimy lekkie wgłębienie (mięsny talerzyk ;) ) i do środka żółtko. Obrzeża posypujemy drobno pociętą mieszanką. Do smaku sól i pieprz.
Jak to dobrze mieć takie skarbiątko, z którym można zjeść tatara i popić wódeczką.
Dziołcha, ze hej! 😍
Smacznego i pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz