Gęsia Szyja + Murowaniec
28.04.2021r.
Rzut okiem na prognozy. W środę ma być "lampa"!
Ha, mam przecież zachomikowanie nieco wolnego z tamtego roku. Trzeba korzystać, tym bardziej, iż "majówka" zapowiada się mizernie :( Tylko gdzie by tu pojechać. W sumie mam już dość zimy i śniegu, ale... no może jednak Tatry. Gdzie indziej to jest jeszcze tak brzydko, ni to zima, ni to wiosna, "brzyć" po prostu ;) Dobra, to jaki plan?
Ostatnio, nie zrobiłem tego co chciałem koło Gęsiej Szyji, to czemu nie, znów gdzieś tam. Porobić boczne szlaki i wyrównać rachunki.
Tym razem wymyśliłem, iż wyląduję na parkinku Brzeziny dalej na Psia Trawka, odbicie na Gęsią szyję i potem szlakiem czarnym, łącznikowym, do szlaku żółtego i może plażing nad Czerwonym Stawie? I przez Murowaniec, zejście czarnym do parkingu. Trochę kilometrów, takie kółeczko ma. A tam jeszcze zima i śniegu sporo. Hmm, dam rady, bebuch trzeba zrzucać :p Niestety w "najbliższej" okolicy, nie znalazłem, żadnej zatoczki, gdzie można by zostawić samochód. Więc cza na parking. Na dzień dobry 20zł + wstęp do parku 7zł gryy.
Dobra, idę. Łoo, ale osuwisko!
I ten dźwięk, powodujący niepokój, spadające kamienie i osuwająca się ziemia.
Wio dalej. Mijam dwójkę skiturowców. Panyy szkoda fok, no ale. Trochę mocno zmrożonego śniegu i lodu jest, ale nie chce mi się zakładać raczków. Boczkiem, boczkiem plus kije i jest ok.Docieram na Psią Trawkę i... no tak, kto by tam sprawdzał przed wyjazdem, które szlaki pozamykane. Przecież nie taki wytrawny turysta, górski włóczykij jak ja :p Upss, czarny "łącznikowy" zamknięty, żółty też. To plan awaryjny, trzeba będzie dreptać od Gęsiej Szyji zielonym.
Po drodze, mija mnie starszy pan. Zapiernicza zdrowo, zostaję w tyle. Jakoś ciężko mi się idzie. Może te 40km na szosie, co zrobiłem dzień wcześniej nie wyszło mi na dobre? Się nawdychałem zimnego powietrza, aż mi w oskrzelach świszczało.Chyba jeszcze nie umrę, może to jakieś pocovidowe (chyba miałem - taaa teraz każdy będzie zrzucał wszystko na covida).Rzut okiem na wyższe szczyty, hmm a gdzież te ślady prowadzą, poza szlakiem.Docieram na Równień Waksmundzką.
A stąd na Gęsią Szyję nie daleko, zresztą od tej strony nie szedłem, będzie co drapać na mapce. No i nie idę nad staw, to posiedzę na szczycie.
Skałki tuż przed szczytem.
Jam ci jest!Mam i piweczko (w szkle, a co ja z puszki będę walił jak żul ;) ).fot. komPiękna pogoda. Ani jednej chmurki. Lampa! Ryjek będzie upieczony. Chciałem rano kupić jakiś krem, to w Żabie mieli coś za... 21,99zł! Obudził się we mnie Janusz ;) W Delikatesach nie mieli nic, pani stwierdziła, że zamówią na czerwiec. No pięknie. Będzie pieczony Piżmok :D
Ujęcie na Diablak.
I w kierunku południowymTo biesiada na całego.
Popite, pojedzone, trzeba zbierać zwłoki.Przede mną ruszyły dwie kobitki. Ubieram raczki, na krótkim odcinku tego zejścia, przydadzą się. Szybko je doganiam i za skrzyżowaniem szlaków na Równień Wkasmundzka ściągam je.Szlak niezbyt ciekawy jeśli chodzi o widoki, więc łapię, jak tylko coś widać.
Przy kolejnym rozgałęzieniu szlaków, o tu, gdzie jest czarny "łącznik" który miałem iść (zamknięty od 13.03, widać, że nic nie przetarte), łapie mnie kryzys. Idę strasznie ciężko. Zjadam batonika. Im dalej, tym coraz gorzej. Słońce grzeje, jest na tyle ciepło, iż ze śniegu robi się cukier.
W pewnym miejscu, za bardzo nie wiadomo jak iść. Trochę wydeptane na prawo, trochę na lewo.Te najbardziej oczywiste ślady, na pewno nie prowadzą tak jak idzie szlak. W końcu docierają na niego, ale kluczyło to (widać było, że ktoś/parę osób szukali szlaku). Powinna jakaś grupa (parkowi, ratownicy?) przetrzeć to tak, jak powinno być. Bo widać, iż ludzie dostają tam małpiego rozumu i dziwnie chodzą (własnymi ścieżkami). Ja to dostałem jakiegoś wkurwa. GPS, oczywiście pokazuje, co pokazuje. Jak już byłem na szlaku, to wskazywało, że jestem parę metrów poniżej. A w takiej gęstwinie, w śniegu po kolana i na stromym stoku, te parę metrów, to jest przepaść (w przenośni i dosłownie).Uff, już na szlaku a i coś pstryknąć można.
A cio to? Ujęcie wody, czy cuś? Tak czy siak, fajnie to wygląda. Jak jakaś chatka tatrzańskich trolli :D
Tuż obok, ujęcie z mostku, z szczytem w tle :)Dalej, to już walka, znowu mi coś odcina. Śnieg już taka kasza, iż coraz częściej noga wpada po kolano, a nie jednokrotnie do jajec i ciężko się wydostać.Ciekawe, jak poradzą sobie te kobitki, choć nie ważą tyle co ja, to może nie będą się tak zapadać.
Docieram do schronu. Uff. Jeszcze parę kilometrów/godzina, w takich warunkach i zaczął bym płakać.Pochłaniam banana. Odpoczywam. Ale, ale, naszedł mnie głód. Muszę coś jeszcze wrzucić do bebucha, co by "powstać".Zamawiam piweczko i kwaśnicę. I pyk, nie ma 30zł!Kwaśnica bardzo dobra, piwo... jakoś tak, średnio wchodziło. Może faktycznie coś mi jest ;)
Po uzupełnieniu kalorii i elektrolitów, jeszcze trochę posiedziałem, co by % odparowały a i mordkę bez okularów wystawić do słońca. Co bym w paski nie był opalony :pJeszcze 1h 30min do parkingu. Szlak, a raczej droga, monotonna. Tu (już pod koniec) zakładam raczki. Było jeszcze parę takich miejsc, ale dużo też ciapy i "kaszy".
Dotarłem. Szybki telefon do siostry/szwagra. Zapowiadam się w odwiedziny. Wuja nie jest chu... chuncwot (nie aż taki wielki ;) ) i siostrzeńców odwiedzi... raz na jakiś czas :p
Nakarmili mnie, napoili też, choć może nie do końca, bo Jaśko najpierw moczył ręce w mojej wodzie mineralnej (chyba mu się bąbelki spodobały), następnie resztę wylał mi na spodnie hehe.Potem, to już cisnę klekota, bo nie lubię jeździć w nocy, a i zmęczenie mnie dopada, więc im szybciej w domciu, tym szybciej odsapnę/pójdę spać. I... tylko widzę jak wskazówka od poziomu paliwa spada. Dzień wcześniej zatankowałem za 100zł i nie wiele mi z tego zostało :( (wprawdzie 250km zrobione). Chyba robię się za biedny na takie samotne wyskoki, ehhh. Ok ponarzekałem sobie, to teraz poprawa humorku...
Kącik kulinarny
Jako, iż w lokalnym warzywniaku wyczaiłem bardzo dobre pomidorki (tak zwane gargamele), postanowiłem zrobić z nich sos i coś do tego. Więc... makaron z sosem pomidorowym i dodatkami.
Składniki:
- Makaron świderki (tu ekspres Lubelli - gotuje się tylko dwie minutki!)
- "Gargamele"
- Ser pleśniowy Fourme Ambert
- Szynka Prosciutto
- Czosnek ( nasz, młodziutki, pachnący) i świeża bazylia
- Sól i pieprz
Pomidory kroimy, do wysokiego naczynia, wrzucamy obrany i wstępnie pokrojony czosnek i bazylię. Wszystko blendujemy. Gotujmy makaron, na niego sosik i serek (chwilę trzeba odczekać, roztopi się ładnie). Na przegrychę, szyneczka.
Smacznego i pozdraiwam.
P.s
Pieczony Piżmok
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz