Krywań 2495m n.p.m.
02.08.2020r
A tym razem, wymyśliłem pętelkę, przez Jamské pleso, zamiast "jak zawsze" schodzić tym samym.
Startujemy z Krynicy o 6. Chcemy się choć trochę wyspać. Aczkolwiek, spodziewamy się sporo ludzi i wcześniejszy wyjazd był by wskazany, to jednak udało się przekonać naszego szofera, na tą szóstą :)
Zaczynami z Tri studničky.
Na szczyt "tylko" 3:40h (według znaków), cały czas w górę. Ta mina mówi wszystko ;)
Jest i nasz cel!
Księdzu zarósł mocno ostatnio. Wpadł pod kosiarkę i... chyba przesadził w drugą stronę :p
Człapiemy...
Zaczyna się pięknie, co nie "Misia" :D
Docieramy do rozgałęzienia szlaków.
Chwilę wcześniej, robię z Kamą, mały popas. Miała nieco nie tęgą minę, jak na pytanie czy zamierzamy się gdzieś zatrzymać po drodze, powiedziałem, że nie :p
Ogólnie, nie spodobał się jej (to chyba mało powiedziane ;) ), nasz styl chodzenia. No cóż, może faktycznie czasem lepiej wolniej, niż latać z wywieszonym jęzorem. Trzeba znaleźć złoty środek :)
Już blisko szczytu. już niedaleko!
Sporo ludzi :(
5 min przerwy przed atakiem szczytowym :D
I rzut obiektywem na jeziorko.
Na trudniejszych odcinkach, robiły się kolejki, albo trzeba było obchodzić bokiem.
I jest ci on!
Zdobyty!
Hee? Jakiś nowoczesny punkt wysokościowy?
Pięknie tu!
I foteczku z misieczku :D
Nieco obok, kolejny, mini krzyż.
Takie tam jedzonko (kurczak w curry, z brązowym ryżem, passatą i serem z czosnkiem i czosnkiem niedźwiedzim). Dwa sporki, ale Kamcia coś jeść nie chciała, poskubała tylko trochę. Nie to nie, będzie więcej dla mnie :p
Ot i skalny schron. Kiedyś polezę na któryś z szczytów nocować :D
I owa panoramka. Z samiuśkiego szczytu, była by jeszcze fajniejsza, ale tyle ludzi, że trudno było się tam pomieścić i zrobić fotkę bez nich :(
Chwila na rozmyślania, tudzież reset.
Waran z K... Krywania.
To lecim na Jamské pleso.
Skrętu kręgosłupa dostałem przy robieniu panoramy ;)
fot. Kama |
I owa panoramka. Z samiuśkiego szczytu, była by jeszcze fajniejsza, ale tyle ludzi, że trudno było się tam pomieścić i zrobić fotkę bez nich :(
Po drodze idziemy chwilę, za wesołą trójką chłopaków. Ale jeden przyjebał złotą "busolę" na rękę. Wyglądała, jak wykupiona za wagon fajek z ruskiego lombardu :D Co nie umknęło jego koamratom i sypały się szydercze komentarze hehe.
Tu chwila odpoczynku. Jakiś batonik/bananek i dalej.
Mega kopczyk ;)
Łot i piramida
Hopsa w dół. Co chwila nas ktoś hamował. No trudno, taki urok chodzenia w sezonie. Ale sporo ludzi przepuszczało :)
Jest i "bajorko". Kaczuchy się opalają.
I z drugiej strony.
Kaczucha pozuje na tle Małego Krywania.
Koniec tego leniuchowania!
Wio dalej!
Już niedaleko parkowiska i kółeczko będzie zamknięte.
Są i owe Tri studničky.
Jedziemy. Postanawiamy jeszcze poleniuchować na leżaczkach w Starym Smokowcu.
Ki diabeł, jak się obsługuję tą kokocką machinę?!
Ojj, tego nam trzeba było. Józek i Maciek, mordki spalone hehe.
Tak to kończymy tą zacną traskę.
Było piknie :)
Kącik kulinarny.
Szybkie prześwietlenie lodówki... hmm...
To będą pulpeciki z mięsa indyczego, nadziewane serkiem pleśniowym z turkusową pleśnią, w sosie.
Składniki:
- Mięso mielone z indyka
- Ser pleśniowy
- Czosnek i cebula szalotka do sosu
- Passata
Mięso doprawiamy, formujemy kulki i do środka wpychamy kostki sera pleśniowego.
Smażymy na głębokim tłuszczu. Na osobnej patelni, na odrobinie oliwy z oliwek, podsmażamy cebulkę, potem passata, czosnek przez praskę i trochę bazylii i oregano.
No dobra, pulpeciki mogły posmażyć się nieco dłużej, bo idealnie w środku, nie doszły. Ale głodny byłem i robiłem na szybko :p
P.s Porcja na dwa razy, nie wpieprzam już tyle hehe.
Smacznego i pozdrawiam!
Podobało się :)
OdpowiedzUsuń