Radziejowa 1262m n.p.m.
z Tajną Nielegalną Grupą Górską.
28.06.2020r.
Radzjejowa?
Łee, byłem parę razy. No ale, przecie nie byłem na nowej wieży (starą pierun trafił i się rozpękła :p ).
W dodatku, troszkę się stęskniłem za tą bandą babć i dziadków ;)
Wstaję wcześnie rano i idę nakarmić Liskę i puścić ją na ogrody.
W hostelu "Jama u Piżmoka" gości Zdzichu pęknięta guma :D
Łot taki rowerowy fit zjeb, z bardzo nie fit rowerem ;)
To jego BMW z fatbike robi furorę buahaha.
Porzucam Zdzicha, mimo, że tak ponętnie kusił, teraz mi nie wypada :p
Dobra, koniec tego śmieszkowania.
Ooo! Mimo, że to jeszcze nie wyjazd busem, to niezła ekipa się zebrała :D
Nie ma to jak kawka z rana. Nie wiem, nie pijam, ale tak mawiają :p
Kawy nie pijam ale... coo, już, tak na start na parkingu? A czemu nie!
Będzie padać, czy nie będzie padać?
Standardowo na tym szlaku...
Obok źródelko.
Człapiemy Doliną Roztoki, aby potem odbić zielonym, przyrodniczym, w kierunku rezerwatu Baniska.
Coo, już przerwa?! W tym tempie, to burza na pewno nas złapie!
Weryfikacja planów :p
Pojedli, popili, ruszamy.
Paweł foci.
Ten wezbrany po deszczach potoczek, jest piękny!
fot. Paweł Chyc
fot. Paweł Chyc
Piękny, nie piękny, nastręczał trochę trudności.
Ja tam po coś noszę te krasnoludzkie obuwie. Więc tam, gdzie wiedziałem, że nie naleje mi sięod góry, po prostu przechodziłem bez ceregieli :p
Ba! Na jednej z takich przepraw, przytaszczyłem kamyrdola, aby zrobić dogodne przejście dla grupy. Taki ze mnie gieroj ;)
Kolejne utrudnienia.
I tu wydażayła się tragedia. Wanda ma krótkie nóżki :p Nie dosięgła od kamyczka do kamyczka, wylądowała nogą na płytach, natychmiastowy ślizg i upadek :(
Potłukła się "trochę", ale idziemy dalej.
Docieramy do Popielicowej Chatki i robimy przerwę.
Hmm, wygląd to, jakby to jakieś leśne trolle o niski IQ zmajstrowały. No ale działa, działa!
Co ta Grażyna... filiżaneczkę w foli bombelkowej na kawę... ta kawę, a ląduje tam piwo :D
Jest i fajne miejsce na ognicho.
Ojj, coś niezbyt z tą ręką Wandy :(
Nasza "służba medyczna" udziela "pierwszej pomocy".
Wszyscy jedzą, jem i ja! Nawet coś tam ugotowałem na wyjście.
Bidna Wandzia.
Ok, ruszamy.
Tak naszprycowali Wandę, że ciągnie pod górę jak głupia ;)
Zacne podejście, zacne!
Duchota, leje się ze mnie jak ze świnki. Idę z dwoma plecakami, bo przecie nasza poszkodowana bidulka, nie będzie dźwigać swojego tobołka.
Tu padł tekst, który mnie rozwalił:
"Nie wiem, czy obejść, czy się schylać, bo mogę się nie wyprostować" hehe ;)
Dochodzimy do łączenia szlaków.
Tutaj jest mały zgrzyt. Nasza "pani piguła", upiera się, aby zadzwonić po GOPR. Bo się jej ręka Wandy nie podoba. Męski trzon bandy twierdzi, że jak ręka nie odpadła, to po co dzwonić :P
Sama poszkodowana, nie chce pomocy i twierdzi, że polezie. A bo będą potem gadać, że się księgowa z gopru stłukła i od razu dzwoni ;)
Jak się później okazało, sprawa była poważna i ręka była złamana! Więc, niech będzie, że uparta Alina, dobrze, że jest uparta.
W oczekiwaniu na GOPR, wspólne, pamiątkowe zdjęcie.
fot. Paweł Chyc
Pamiętajcie o aplikacji RATUNEK - bardzo ułatwia pracę GOPR_owcom!
Dość długo siedzimy z Wandą i Aliną, która postanowiła zostać z nią, tym bardziej, że dokumenty Wandy zostały w jej samochodzie. W końcu jednak opuszczamy sierotki, bo czas nagli, a widocznie dojazd, nie jest tak łatwy i trochę ratownikom zejdzie.
Widoczki z dalszej trasy.
Tutaj, nie mogliśmy się nadziwić, którędy to, mijany niedawno Land Rover goprowy, przejechał.
Chłopaki mieli ciężką przeprawę.
Jest i małe oczko wodne. Zamulone, ale piękne, kolorowe ważki przyciąga.
A tam będziemy chodzić jak cielęta wyznaczonymi drogami, na przestrzał, na skróty!
A w tył i takie widoczki.
fot. Paweł Chyc
Paweł tropi szlak ;)
Łot iglaste bonsai ;)
Idziem dalej.
Pogoda dopisuje, aczkolwiek, na Słowacji już się kotłuje.
Rzut obiektywem w "nasze strony".
fot. Paweł Chyc
fot. Paweł Chyc
Ooo, zaczyna grzmieć. Ludzie uciekają ze szczytu.
A my... szybciej, szybciej! Co byśmy zdążyli przed burzą!
Docieramy!
No dobra, ponoć :p nie można jeszcze wychodzić, ale to "ponoć" ;)
Widoczki:
Zoom na ośnieżone i oświetlone taterki wyłaniające się z burzowych chmur.
fot. Paweł Chyc
To jeszcze panoramka.
Cieszymy się jak dzieci, iż ta ściana deszczu po lewej, nas minie.
Złażę i mnie chłopy wołają. Ciekawe po co. No tak, głupie pytanie :p
Dobrze, że Alina zostawiła mi swój prowiant, w tym "kanapkę dla psa".
Schodzimy.
I tak znienacka, od tylca, nie wiadomo skąd, zaatakował nas deszcz.
Dosłownie jak "szpiegi" z krainy deszczowców!
Jak woda idzie już prosto z lasu takimi strumieniami, do "już rzeki", to nie jest dobrze :p
fot. Paweł Chyc
Podziękowania dla znajomego Aliny, Alberta. Który pomógł w ewakuacji Wandy do Krynicy, a i nas zwoził, w tym Zbyszka, któremu siadło kolano i został z tyłu, czekając na transport.
Wyjazd może nie najszczęśliwszy, ale na pewno długo zapadnie nam w pamięci!
Kącik kulinarny
Makaron z tuńczykiem po... włosku/grecku? ;)
Składniki:
-Tuńczyk kawałki w sosie własnym
- Makaron
- Ser pleśniowy (kto co lubi, ja użyłem tego z pomarańczową pleśnią)
- Kukurydza (polecam albo Bonduelle albo Pudliszki)
- Korniszony z chilli
- Suszone pomidory w oleju
Całość podkręcona świeżą bazylią i oregano (dzięki Kama!).
I gotowe!
Smacznego i pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz