środa, 22 stycznia 2020



Słowackie Tatry
Chata Plesnivec
+
szybkie wyjście (szybsze zejście ;) ) na Jawo.
18.01.2020


Piątoniunio, odpoczywam w jamie.
Wtem telefon. Dzwoni Zboro. Pewnie znów przyjechał do Krynicy i ma jakieś plany, zobaczymy, zobaczymy. Na początku chciał mnie zwerbować na bulgotki do Vrbova. Eee, poleżę sobie w domciu. Odpocząć trzeba od % itd itp ;)
Od słowa do słowa i... wspomniał, że jedzie w sobotę skiturować na Tatrzańskiej Łomnicy.
-Masz miejsce?
*Dla Ciebie zawsze!
Och jak miło, chyba chciał się podlizać ;) 

I tak to wyszło, iż w sobotę 6:12 ruszamy.

Po drodze. Znane wszem i wobec, miejsce skąd widać Levočské vrchy.
A powoli wyłaniające się słońce, tworzy wspaniały widok.

Ujęcie, na drogę, którą to znamy nader dobrze.
Jest księżyc, silosy w polach i róż wczesnego wschodu. Żeby jeszcze tego śniegu było więcej, bo to jak "kot napłakał" :p

"Owe miejsce", raczej bardziej znane z ciekawego widoku na Tatry. Jednak jest za wcześnie. Czekać? Eee jedziemy.

Teee, pryy! Tatry płoną!
Zatrzymujemy się na poboczu (w tym miejscu, gdzie nie ma już słupów) i wskakuję z aparatem w pole,  jak dzik w zimnioki. 
Dla takich chwil, warto wstawać o 5 :p

Gdzie by tu iść, na szybki wyskok. Zboro planuje tylko wyjście na Łomnicę (Skalnate Pleso) i zjazd, wiele czasu nie mam. Odgapiam od księdza z jego "zdobywania zimowego słowackich chatek" i obieram trasę na Chata Plesnivec z:

He? 1:30h?! Głupia "mapa turystyczna" google podaje 2:30h (a na niej sprawdzałem, bo żółty szlak zejściowy, nie jest uwzględniony na mojej starej mapie comapsu). To chyba czas dla dziadków (choć pewnie, nie jeden wychodzony dziadek, by mnie wyleczył na tym podejściu :p ). Jednak to 1:30h, noo, nawet mocny przelicznik. Ja idąc dość rześko (mijałem wszystkich po drodze), miałem jakieś 1:12h. Wprawdzie w raczkach, przy oblodzeniu i zrobiłem po drodze "parę" zdjęć. No ale...

Słonko leniwie wychodzi zza lasu.

Woda i lody dla ochłody ;)


Lavinový terén - a tu cyklotrasa :D
Znam przynajmniej jednego wariata na facie (fatbike), który powiedziałby " Lubię to" :D

Człapię sobie dalej. 
Eee, gdzie ten śnieg. Toż to więcej jest na Jaworzynie! Powaga!


Śniegu mało, ale lodu dużo. Raczki bardzo przydatne.

Mini wodospadzik.
Tu doganiam i mijam grupę czterech Słowaków (dwóch na pewno robiło Doby Tatry Winter - bo mieli czapy). Przelatuję koło nich i słyszę coś za sobą o raczkach.
Jak się okazało, to przynajmniej jeden, miał raczki, ale wyciągną dopiero na chacie hehe.

Z tymi łańcuchami w tym miejscu, to przesadzili :p

"Lavinový terén" to tam, to jest dopiero!

Jest i chata!

Zdobyta! Nie byłem tu nigdy wcześniej, no bo tak na uboczu, nie po drodze :p

Malutka salka, z klimatyczną kozą :D

Cennik. 
Kurwa, nie mam euro :(

I droga gospodarcza ("żółty szlak").
Fajnie czasem, takie poboczne "cosiki" zrobić, aczkolwiek, fajniej by tu było na rowerze :D
Trochę zbiegam, trochę marsz, trochę zbiegam. Nie lubię biegać!

Dolina Siedmich Prameňov.
"Dzięki różnorodności i bogactwu przyrody Dolina Siedmiu Źródeł jest uważana za botaniczny ogród Tatr. Z geologicznego punktu widzenia należy do Tatr Bielskich"
O tak, mimo, nie najlepszych warunków i powoli chowającemu się za chmurami słonku, te stoki ze źródłami, robią wrażenie!
Uwierzcie mi na słowo, zdjęcie tego nie oddaje (w sumie mogłem tu zrobić panoramę :p ).


Oblodzenia, eee, gdzie tam :p

Docieram do odbicia.
Coo?! 50min niebieskim do celu. Nie rozumiem tych Słowaków. Przecie to, większość zrobi w 30min. Pod górę wyśrubowane czasy, a na płaskim, spacerkowe czasy przejścia.

Trochę nudny ten chodnik :P
Jak to, nudno w Tatrach? Ano tak, słabe widoczki. Chyba jestem już nimi przesiąknięty i za dużo widziałem.
Faktycznie na tym niebieskim zejściowym, mało co widać.
Najlepsze miejsce.

Ląduję koło przystanku w Kežmarské Žľaby.
Dzwonię do Zbora. Jednak dobrze, że napierdzielałem w dół. Bo on już zjeżdża.
Biedaczek musiał się wycofać. Ostatnia ścianka, była tak zlodzona, że bez harszli nie dało rady podejść. Jednego Słowaka, przy nim, tak cofnęło, że jebnął o śnieżną bandę. Nie ma co "gwiazdorzyć".

Wpadamy jeszcze (niemal tradycyjny rytuał przy wyjazdach na bulgotki :D ) do Lidla.
Szukałem mojego ulubionego serka z oliwkami i ziołami w oleju, ale nie było :(
Za to wpadł taki serek i Imperial Stout (słowacki craft, taa, a ekstrakt chmielu w składzie!).

Ooo jaki ładny kolor czekana. Pasował by mi do portek i plecaczka... jak baba :D


Wracamy do Krynicy dość wcześnie. Zalegam w mej jamie. Jakiś zmiętoszony jestem. Prawie zasypiam i znów telefon!
-Idziesz na Jawo?!
*Nie chce mi się, zmęczony jestem, nie wyspany.
-A tam pierdolisz, przewietrzysz się, to ci przejdzie!
*Noo dobra! 
;)

Kurwa co za wiosła! :P
W Tatrach lód, a tu... no, chyba trochę żałuję, że raczków nie zabrałem. Na "ściance" było ślisko.

Taa, Doby Tatry... pierdziatry! Co się podniecasz. Jak na razie, jestem tylko o jedną chatkę za Tobą. Srał pies czapkę i medal :p

Coolio zmęczony żywotem:
Ooo nie, znów będą pić!

Tomek, nie patrz tak ze smutkiem i łapczywie ;) na puste kieliszki. Wacław/Wiesław ;) (czy jak to tam było), ma dużo mini małpeczek hehe.

Grry!
Pozdro dla "prababci" buahaha.

No tak, wszyscy przy stoliku normalni. A to kierowca, trzeźwy hehe.

Tropem "Jaworzyńskiego zimowego węża".
Mam nadzieję, iż faktycznie był zjazd kolejką. Wystarczy, że ja po pijaku włóczę się po Jawo ;)

No to jeszcze na schron :P
- Noo nie, Piżmok przylazł i jeszcze trzeba mu robić grane piwo. A idź pan w chuj!
I tak wiem, że mnie kochacie :D

A ty co bajerujesz Katarzynę. Mam nadzieję, że nie zanudzał ;)

A potem. Ten to ci wielebny, sunął na swych skiturach na dół, a ja musiałem biec, aby długo nie czekał. Czy ja już pisałem, że nie lubię biegać! :p




Kącik kulinarny:

Bałkański ser, zapiekany z warzywami.

Składniki:
- Ser bałkański
- Papryka żółta i czerwona.
- Czosnek
- Czerwona cebula
- Papryczka Piri
- Cukinia

Trochę pieprzu i oliwy z oliwek, oraz oregano (niestety nie dostałem świeżego w mojej wiosce :( ).
Zapiekamy w naczyniu żaroodpornym, przez 30-40min.



Gotowe!

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz