wtorek, 10 grudnia 2019




Pierwsze skiturowanie
Mikołaj ;) na Jawo
+
Zbójnicka chata zimowo (Doby Tatry)
7-8.12.2019r.


Śnieżą i śnieżą na Jaworzynie. Trochę dosypali.
Maciek postanowił "zaryzykować" i już po skiturować. Dość leniwie się zbieramy i startujemy dopiero po 12.

Coolio kocha tarzać się w śniegu.
Świruje...

wręcz dosłownie, staje na głowie :D

Symulacja hardcorowych warunków.

Widok na "Kładkę w koronie drzew" na Słotwiny Arena.

O tak fajnie oblepione drzewa, przy nartostradzie.

Wpadamy do pani Grażyny. Dawno nas tam nie było!
Suszenie rzeczy, na kominku.
Dziękuję pani Grażyno, za tą, iście smakowitą miksturę (grzane piwo), według własnego przepisu i wykonania :D

Tak ciekawie obklejone szyby.

Coolio cosik niespokojnie spoziera w bok.

Super wystrój!

Noo tak, coś mu się przypomniało i poszedł pod okienko sępić, hehe.

Żegnamy się i dziękujemy z gościnę. Czas w dół.
A to nie tylko wielki człowiek, tego dnia skiturował :p

Maćko ucieka na nartach w dół i do chałupy. A ja... jak włóczykij, to włóczykij ;) Idę z "mikołajkowym prezentem" na schron.

Noo, noo, nawet polarki, takie ładniusie mają!
Tee "Tofik!" nie garb się ;p

Hektor czujny - ach ta bestyja, warknął na mnie. Będziesz jeszcze skomleć o spacer :p

Gdzie mi będzie lepiej, jak na Jawo! 😍
Ojj, było wesoło 😜

I co, głodny?!

Cóż za paskudny, kaleki bałwan.
Widzicie, na Jawo nie ma żartów! Ten jegomość stracił oko i odmroził sobie nos hehe.

Wesoła ekipa :D

Tuż obok, "zlot dziadków". Mają gitarę i cośik tam jeszcze klawiszowego (jakieś dziwne instrumentum muzyczne).
Świetnie się bawią... my też :D

I już kusiciele zaczynają. Zostań na schronisku. Gdzie będziesz łaził po nocy pijany. Aż mi się przypomniało i aż przeszyło me ciało, hasło zza poprzedniej ekipy: "Zostań na schronisku, będziesz bezpieczny", aż nadgarstek znów zabolał ;)
Oj, niee, niee. Moi mili. Jutro jadę w Tatry. Trza zejść na dół.
Patrzą na mnie z politowaniem, jak na wariata :p

Jakoś zlazłem. Jeszcze udało mi się stopa złapać (dziękuję wam dobrzy ludzie), bo tak nudno i monotonnie, szło się tym chodnikiem.

Niedziela rano, godz 5.
Noo nie, czy ja muszę jechać? Może by tak został w ciepłym łóżeczku?
Starzeję się.
Biorę moja ulubioną "podusię sowę". A to jeszcze przynajmniej tą godzinkę, kimnę się w samochodzie :p
Docieramy.

Pogoda nam sprzyja. Chyba dobrze, że nie pojechaliśmy w sobotę.
W dole kotłują się chmury, a my mamy już słoneczko!

Akuku!
fot. Maciek

Lavinový terén... po polskiej stronie strasznie oblodziło. A Słowacy, jakoś tak, na tych dniach, ogłosili lawinową "dwójkę".
Szlak jest łatwy, raki mamy. Śniegu, nie za dużo jak na razie. Idziemy.

W krainie cienia.

Słonko coraz wyżej, pięknie oświetlając szczyty górujące nad doliną.

Są i tyczki, przygotowane do zimowego znakowania.

Pierwsze małe lodospady.

Idzie się bardzo dobrze. Jest mniej ślisko jak tydzień temu.

Pięknie. To podejście dawało w kość. Co się zatrzymałem fotkę zrobić, to kamraci daleko przede mną i trzeba było ich gonić.

Upss... tu już "trochę" więcej śniegu. Ale nadal idzie się bez problemów, nie zakładamy raków.

Jest, moje wybawienie, już widać!

Jestem uratowany!

Ląduje Kapustová polievka. Taka, prawie jak bigos :D Dobra, z grzybkami, no mogli by dać troszkę więcej mięsa :p Do tego "piwo".
Dlaczego w cudzysłowu? Ja wiem, że Litovel (to chyba tam leją) nie jest wybitny (delikatnie rzecz ujmując ;) ), jednak to co dostałem, wołało o pomstę do nieba! Waliło chlorem (kufel jakimś skurwysyństwem przemyli?), wziąłem dwa łyki... no nie mogę. Józek spróbował, stwierdził tak samo, paskudne, wali chlorem. Uwierzcie mi (chyba Was, przekonywać nie muszę ;) ), rzadko kiedy jest tak, żebym piwa nie wypił. Tu nie dałem rady, odstawiłem z pustymi talerzami. O dziwo. Maciek swoje wypił. Niezły "chlor" z niego hehe.

I co pozery! Co fit żarełka jecie, kupujecie żywność liofilizowaną.
Jam ci jest Józek zapierdalacz, a to jest Kiełbasa Mocy! 😂

Parę foteczek okolicy...



Panorama w kierunku na "Czerwoną Ławkę".

Kruca, wieje tu, zimno się robi. Palimy motorek na dół.
Chmurki powoli wkradają się w dolinę.

Kolejne lodospadziki.


Nosič_e. CI to mają zdrowie!
Wielki szacun.

Niżej trochę ciaplania :p
Jednak całość wyszliśmy i zeszli bez raków i stuptutów.

Tee, jak ci Muszynianka coś odpali za reklamę ich wody (ku uwadze, seria w szklanej butelce, nie plastiku), to choć, postaw piwo ;)

Ekspresowy wypad.
O 13 byliśmy już na dole przy samochodzie!
Jak by to powiedzieć... bolo to rýchle :D




Kącik kulinarny.

Gdzieś tam w mądrych internetach (bo są i głupie internety ;) ) wyczytałem, iż liście z rzodkiewki są bardzo wartościowe, bogate w "witaminki" i inne takie tam :p

To coś wymodzę w ten deseń.
Sałatka z liśćmi rzodkiewki.

Składniki:
- Rzodkiewka z liśćmi (jak najbardziej świeże, zielone, nie zżółkłe i nie w ciapki ;) ).
- Ogórki kiszone.
- Przyprawy:
    Knorr "Zioła ogrodowe z trybulą" 
    Suszone pomidory z bazylią i czosnkiem
    Pieprz
- Sos to:
  Musztarda "Piekielna" z konikiem ;) + oliwa z oliwek i ocet jabłkowy.
- Warzywa konserwowe
   Fasolka czerwona
   Groszek
   Kukurydza


Ciachamy mieszamy i gotowe!
Do tego czerwone wino, półwytrawna Kadarka. Taak, wiem, siur ;) Ta "biedronkowa" mi nie smakuje, ta dostępna w Delikatesach Centrum (obecnie na promocji) jest, dla mnie, całkiem zjadliwa :D

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz