środa, 4 grudnia 2019



Doby Tatry Winter
Téryho chata
01.12.2019r.

Maciek wyczaił ciekawe wyzwanie Doby Tatry Winter - w skrócie, zdobyć zimą 6 górskich schronisk w Tatrach, w ciągu 3 miesięcy.


https://dobytatry.sk/pl/dom/

Mi z początku, żal było wydawać kasy na wpisowe :p a potem jak mi księdzu bardziej namawiał, to nie było już miejsc. Trudno, nie będę miał czapeczki i medalu, ale parę chatek pewnie z nim odwiedzę.

Z soboty na niedzielę, miałem nocować pod namiotem, przy wierzy widokowej na górze Jaworz (nie, nie Jaworze nad Ptaszkową). Ale skoro, na niedzielę Maćko wymyślił (póki śniegu nie za dużo) zdobywanie Téryho chata, wygrały Taterki :D

Mamy sobotę, "Andrzejki". A co ja robię? Ślęczę na Jawo w kotłowni, po kostki w wodzie i próbujemy uratować pęknięty bojler. Masakra!
Jeszcze palucha rozciąłem na taśmie z nierdzewki. Ehh. Ale przecie, nie odmówię kamratom, z mej ukochanej góry ;) pomocy. Choć nie wiem, czy na dużo ona się zdała :(
Paluch opatrzony. Po 23:30 dzwoni... wesoły Wojtek. "andrzejkują" z Tomkiem. Noo, super, ale dajcie człowiekowi spać, muszę wstać o 5.

Pobudka, szybkie jedzonko i przygotowanie termosu z herbatą na eskapadę.
Wyjeżdżamy o 6.

Ale się nam przyfarciło! W znanym miejscu, które to większość z nas, pokonywała już dziesiątki razy (czy to w drodze w słowackie taterki, czy na siarę do Vrbova :) ), hamulcujemy i łapiemy wschód słońca, który oświetla słowackie szczyty.

Jadąc dalej, początkowy róż wczesnego wschodu, przechodzi coraz bardziej w żółte oświetlenie. Pogoda zapowiada się zacna!

Parkujemy i lecimy jak dziki świnie na sterychach!


Rach ciach, jesteśmy już przy Zamkovského chata. Mamy dobry czas, to wchodzimy na małe co nieco do środka.
Grzane piwko? - nie ma. Hę?
Grzane wino? - no jest... ekhmm. Taka szklaneczka, z łyżeczką i dwa "woreczki" cukru (buahaha) Zero przypraw. 3,60E.

Ksiądz coś narzeka, że piwo które wziął, to jakieś dziwne, bo coś mu zaszumiało w głowie. No jak nie, jak pewnie nie wydobrzał po "Andrzejkach" do końca ;)

Lecimy dalej.

Józek podziwia widoczki. Wprawne oko, dojrzy już chatę.

Robią wrażenie te ściany.

Ujęcie na wylot Malá Studená dolina.

Nie jest zbyt zimno. Po rozgrzaniu można człapać w samym polarze bez rękawiczek i czapki. Jednak na tyle zimno, aby odpływy ze spiskich jezior pozamarzały.

Pozor! Fotecku! :p

Ooo i koziczki są!

Już blisko chaty. Wchodzimy w strefę cienia! Momentalnie zalatuje chłodem. Trzeba ubrać czapkę i rękawiczki.

Jest! Cel osiągnięty!

Maciek bierze zestaw bromocyjny, dla uczestników wyzwania. Czaj i cesnaková polievka.

A Józek? Wystarczy mu trochę gorącej herbaty z termosu i parę gryzów kiełbasy :D
W starym stylu... i na co komu goretexy, puchówki, buty za naście stówek. Można, można!
I to zadowolenie na twarzy! :)

Ja się jednak skusiłem na kapustová polievka 3,5E
Całkiem dobra. A i obsługa ekspresowa. Mimo, że było trochę ludzi (w tym z Doby Tatry), choć tłumami bym tego nie nazwał, to zostałem obsłużony w ekspresowym tempie.

Piękne wilczaki 😍

Ten, chyba zakochał się w górach i podziwia.

Odpoczęli, pojedli. To jeszcze mały rekonesans najbliższej okolicy.
Upss, jakieś chmurki się tworzą.

Jeszcze nie wszystko do końca zamarzło.

Prostredné Spišské pleso zamarznięte.

Posiedział by jeszcze tutaj. Poopalał ryjek do słonka.
Jednak w planach mamy jeszcze obskoczyć na Rainerova chata, która to była najstarszym schroniskiem. Zwiedzić Studenovodské vodopády oraz Lodową Świątynię.

Lecim w dół.
Nioo, nioo, niezła ściana. Jacek pewnie nie raz się tu wspinał. Nie dla nas taka zabawa, my niskopienne górole hehe ;)


Idziemy żwawo, choć Józek, w dół, jakoś tak... niemrawo . Ma nowe buty, może ich nie czuje, chociaż, lepiej wolno, bo jest dość ślisko, jednak za mało śniegu na raki, raczków też szkoda i człapiemy w nieuzbrojonych buciorach.

Bywają i takie straszne widoki.

Odbijamy jeszcze na Obrovský vodopád.
Teraz jest fajne światełko na niego. Jednak, robi się nieco niebezpiecznie. Jest słabo zlodzony i rozgrzewające go promienie słońca, powodują, iż co chwilę odpadają kawałki lodu.

Ot taka jesienio-zima ;)

A tu już klimat, taki prawie z Mordoru :p

Jest i Rainerova chata.

Wchodzimy do środka.
Ciasnota, potęgowana przez grube, kamienne mury. Pełno "górskich artefaktów" na ścianach.


Jednak ma to jakiś, swój niepowtarzalny klimat. I ten piec kaflowy. Super!

Kupuję kolejną monetę do kolekcji moich "górskich monet" :)

I człapiemy nad wodospady.
Trochę źle logistycznie to zaplanowaliśmy. Zamiast lecieć jak poparzeni od razu w górę, trzeba było iść na owe wodospady z rana, było by lepsze światło. No ale ta późno popołudniowa aura, też ma swój urok w obecnych warunkach.





A cóż to? Jakie smocze jajo? Nie, ozdobienie balustrady mostka.



Mijamy kolejną chatę. Hmm, nigdy tu nie byłem, ale idziemy do Lodowej Świątyni.

Achoj, ako sa máš?
Taki misio nas wita :)

Tegoroczny temat "katedra Notre Dame".


Smok? Może to nie smok tylko, na ten taki gargulec z katedry? Dla mnie, smok :p

"Na kolana chamy, śpiewa Lucjan Pavarotti ..." ;)

No smok jak w pysk strzelił.

I tatrzański motyw.

Ujęcie z podestu na całość.

Wyłazimy na światło dzienne. Mamy jeszcze trochę czasu. Nie ma co się śpieszyć. Moze by co zjadł? A to wracamy na Bilíkova chata.
Coraz wiecej tych chmurek. A i wlazły w dolinę z której zeszliśmy.

U mnie ląduje tym razem, cesnaková polievka. W moim typie, bo lubię takie kremowe, gęste, a i jeszcze grzanki mocno podpieczone. Dla mnie supcio!

Teraz tylko, ten nudny odcinek szlaku zielonego na parking.
Powoli robi się coraz ciemniej. Księżyc wyszedł, a w oddali z przekaźnikiem, Kráľova hoľa, którą jak tylko zobaczy ksiądz, to załącza mu się ta sama płyta, z rowerowym jej zdobywaniem (aż do znudzenia ;) ).

Ja w sumie, prawie zbiegam. Nie to, żebym się bał ciemności, bo mam czołówkę. No ale jakoś tak, mam jeszcze jakiś zapas mocy (a zjadłem tylko jednego banan i dwie zupy!), więc sobie trochę pohasam hehe.
Czekam na resztę koło samochodu. Który zaparkowaliśmy pod tym kościołkiem.




Kącik kulinarny.

Jest i wór (1kg!) przyprawy. Z tego źródła, skorzystał też Paweł i zakupił podobną mieszankę, ale na ostro (z chilli). I bardzo sobie chwali jej smak (jak i cenę :D ).

Taki mix, a'la czyszczenie kuchni.

Składniki
- Pure z czerwonych zimników z ową przyprawą + masło i mleko.
- Sałatka - kiełki brokułów, wędzone tofu, ser cheddar, trochę sosu sojowego i kremu z octem balsamicznym.

Popchane czerwonym wytrawnym winem.
Całość, całkiem zjadliwa ;)


Smacznego i pozdrawiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz