Obfity weekend.
Mniszek nad Popradem - Przełęcz Vabec - Czerwony Klasztor -
Magurskie sedlo - Spiska Bela - Mniszek nad Popradem.
+
Niżne Tatry - Krakova hola 1752m n.p.m.
Ojj naszło mnie, aby coś jeszcze szosowego zrobić w tym roku. Nie ukrywam, iż zainspirował mnie Jacek. Jego ostatni wyjazd obudził we mnie chęć eksplorowania Słowacji.
Jako, iż, dni mamy coraz krótsze, a i rani i wieczorem jest nieprzyjemnie zimno, postanowiłem trochę "oszukać" ;)
Podjechałem do Mniszka nad Popradem mym (no dobra, jeszcze nie spłaciłem do końca. więc nie moje :p ) strupem, białą strzałą południa :D
Zajechałem! Nikogo nie rozjechałem! ;)
W sumie, to nie trzeba ściągać koła przy złożonym fotelu, no ale tak mi było lepiej ;)
Wyciągam cały majdam.
Rower, kask, plecaczek, ubranka. Oh eh, jeszcze moje super duper kolarskie carbą buciszki co dają +1 do prędkości i +5 do transferu mocy hehe.
Eee... gdzie są moje buciczki?!
No kurwa!
Nie spakowałem! Ale ze mnie jełop.
Ręce mi opadły. Na tym parkingu, to musiałem wyglądać jak orangutan :p
Co ty robić?!
Wracać po buty i z powrotem, eee, może wrócić i zrobić "dwie granice". Eee, dziesiąt razy to samo!?
A może pojechać w tych laczkach. Takie to rozczłapane, ale... zaciskam mocno sznurowadła i... noo da się jechać. Za wygodnie nie jest w zwykłych adidaskach na pedałach w systemie Look_a. Ale ja nie dam rady! Potrzymaj mi piwo ;)
Jadę. Kruca, zimno! Chucham co chwilę w ręce. Mimo adidasków i chuchania jakieś "personal record" na segmentach pod Vabec wyciągam. Buahaha.
Na przełęczy.
W stronę Starej Lubowli położyli piękniusi, nowy asfalt :D
Można cisnąć!
"Brama" do Pienin.
Dalej... zwierzaczki się pasą, Taterki widać, powiewa świeżym gnojem z pola. Ahh! hehe.
Jedziem dalej.
O tak, tam gdzie się mgły zalęgły. Tam mój cel. Już widać Trzy Korony :)
Po drodze jakiś "pro" kolarz mnie śmignął. Nie powiem, trochę mnie zagotowało i przyśpieszyłem :P Długo utrzymywałem stały dystans między nim. Ciągle się obracał, widać było, że chciał się ścigać.
Noo dobra, ale ja to spaślaczek w adidasach hehe.
Dotarłem na Czerwony Klasztor.
Ludzi jeszcze mało, bo jest w sumie wcześnie i zimno :p
Ujęcie na Trzy korony spowite mgłą :D
Dowód. Tak w takich laczkach wybrałem się na jedną z większych tras tego sezonu :p
Da się, da!
Oki doki. Nie ma co za długo siedzieć. Jedziem dalej.
Łowiecki prowadzą. Oj, niesforne to stworzenia!
Dobra, zagotowałem.
Trzeba ściągnąć nogawki i bluzę. Zaczyna się spory podjazd.
I takie widoczki ze zjazdu.
Kruca, znów łowiecki.
Tu już musiałem bardzo uważać, co by mnie jakiś baran nie potrącił ;)
Oj tam oj tam, 12%. W Dolomitach było więcej :p ;)
Zmęczyłem. I to nawet 29 z tyłu nie wykorzystane :p
Ale przecie, to wycieczka, nie jadę na rekordy.
Zjazd na dół jest mega! Widać Tatry, sporo Słowacji.
I ujęcie na Tatry po drodze na Spiską Belę.
Ha! Znów 12%. Dobrze, że teraz w dół, bo bym umarł ;)
Wróciłem do jaskini.
Biorę kąpiel, z solą :D Wtem telefon.
- Halo.
* Głupi głupku Piżmoku. Jedziesz na Kralovą Studnie na ognicho?
- Hmm, w wannie jestem, kiedy?
* Za godzinę!
- Jadę!
Hahaha.
Fajnie jest!
O pierdole, tacki alu.
Dobrze, że zrobili stanowisko z kamieni obok, ale i tak... się to jarało. Smacznego :P
Ja tam upiekłem jedną białą kiełbaskę i potem żywiłem się skrzydełkami. Tak nietypowo smażone, na patyku hehe.
Ktoś tam zarzucił mi ostatnio, że ognicho bez ziemniaczków to nie ognicho.
Są i ziemniaczki. W żarze wypiekane (nie kurwa, żadna alu folia! Litości!).
I tak to minęła sobota.
A tu cza o 5 wstać i w Niże Tatry :p
Zaczynamy.
Początek, tak deptakowo. Kostaczka, barierki :p
Ojj, już coś ciekawszego ;)
Z podejścia grupy.
Mały popas.
Szybka lekcja wiązania butów :D
Każdy siada, gdzie może :)
Pełzniemy dalej.
Pierwsze widoczki na Chopok.
Pięknie poprowadzony szlak.
Znów popas na Puste 1501m n.p,m.
Nikt nie wierzy, w tym ja! Że na szczyt naszego celu jet nieco ponad godzina.
Dostajemy małpiego rozumu ;) A da się to zrobić w godzinę. Aczkolwiek, czasy na mapie, tudzież, tabliczkach, są... nieco wyśrubowane ;)
Z podejścia.
Na ten płaski szczyt po prawej idziemy.
Jest. Zdobyty!
A to jeszcze panoramka.
Ot i jest górski pies! :D
Alicja zawsze ma coś w swoim "eko" przyborniku ;)
Ojj, serek pleśniowy Blue.
Kradnę! :D
Paweł wyczaja, że tam obok, przechodząc nad tak ą tam małą przepaścią ;) jest fajny widoczek.
Nioo, fajnie :D
Schodzimy.
Taa, dalej nie kupiłem segmentu do kija polazłem bez. Mimo wszystko, dość sprawnie sobie hasałem :D
Na przełęczy spotykamy miłą parkę. "Pan" był niezły śmieszek ;)
Poczęstował nas suszoną wołowiną.
Ale... papierosek musi być. A ponoć "fajcenie zabija" hehe.
Człapiemy dalej. Byle szybciej na dół. Zjadł by co, piwka się napił.
Fota "w tył".
Magda (dobrze pamiętam imię?) podziwia widoczki.
I jej kompan Paweł, na zejściu do doliny.
Mnogo drzew położyło!
I już prawie w cywilizacji.
Ostatni mostek.
Jak dzieci!
Tak jakoś wyszło, że Magda więcej waży od Pawła :D
"Shame! Shame! Shame!" hehe.
Niestety tu piwa nie mieli. Ani jadła. Wsio pozamykane.
Czekamy na resztę ekipy.
Ha! Jedziem na żareło!
Ot menu na badylku.
Pokusiłem się na haluszki z bryndzą i skwarkami.
Do tego piweczko i... wódeczka, regionalna Demianowska :D
Ot i cała ekipa szama.
Było świetnie!
Oby więcej takich wyjazdów :)
Kącik kulinarny.
Golonka z dzika.
Składniki:
- Golonka z dzika.
-Ziemniaki + warzywa (cebula, czosnek, marchewka, seler pietruszka).
Z przypraw:
Ziele angielskie, jałowiec (ważne!), pieprz, sól.
See see.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz