Bacowanie na Parchowatce.
06-07.10.2018r,
Jak co roku, z początkiem października, ekipa zbiera się na, kultowej już dla nas, hali.
Nie mogło zabraknąć mnie!
Mam nieco utrudnione zadanie, ponieważ startuję rowerem z tobołami z Krynicy. Przez Jaworzynę i Halę Łabowską.
Krakowski skład, podchodzi żółtym szlakiem z Łomnicy.
Ohh jak romantycznie ;)
fot. Sebastian
Beskidzie klimaty z podejścia.
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Są i ONI!
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Jesienne klimaty cz1.
fot. Sebastian
Ależ sobie modelkę wybrał, ula la. Aż mi się Dolomity przypominały :D
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Jesienne klimaty cz2.
fot. Sebastian
Ktoś tu się zasapał?
fot. Sebastian
Wiesiu, nie bój się, już niedaleko!
fot. Sebastian
Pierwotne miejsce noclegowe, nadal syfek. Wprawdzie szkielet owcy znikł, ale kłaków jeszcze sporo zostało.
fot. Sebastian
Miejsce rezerwowe. Nie ruszone.
Jak rok temu zamknięte na sznurek, tak nikt nie rozwalił.
fot. Sebastian
Wykładzina też się uchowała.
fot. Sebastian
Pewnie dlatego, iż ów święty czuwa :D
fot. Sebastian
Szczęściarze. Już siedzą na hali.
Sebastian dzwoni do mnie, mówi, że już są na miejscu. A ja dopiero na Jaworzynie, na schronie.
Śmiał się, że jak poszedłem odzyskać aparat na Kolibę, to siedzę na szczycie od wczoraj hehe. Aż tak "źle" nie było, jednak odzyskanie pstrykajki, musiałem okupić posiedzeniem z Karolem i dwoma góralami spod samiućkiego Zakopanego.
fot. Sebastian
W oczekiwaniu na mnie.
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Jadę sobie. Na rozwidleniu na Runku.
Nie mogłem znaleźć pasów, więc styl "cebula motzno". Taśma izolacyjna :D
Nad wyraz dobrze się to sprawdzało.
Po drodze jesienne kolorki, coś tam Taterki widać :)
Zanim dotarłem na Halę Łabowską, zaczął mi spadać łańcuch z najmniejszej zębatki z przodu.
Myślałem, że przerzutka za bardzo zrzuca. Dogoniłem jakowegoś rowerzystę i pytam o klucze (tak, wybrałem się tak, że ani multitoola, ani dętki czy pompki :p ). Jego współtowarzysz dojeżdża i staramy się coś zdziałać. Dochodzimy do wniosku, iż któryś ząb, musiał dostać kamieniem, bo prowadnica przerzutki nie dotyka łańcucha, a ten dalej spada.
Cóż, skwitowałem to "trzeba będzie jechać na średnim blacie" :D I tak jakoś dotaszczyłem się do schroniska.
Wchodzę, a tam "Krupówki". Ludzi sporo i... regał z buciczkami.
Alpina. Nie znam marki :p Jakaś tam znana Polka w nich biega. Hmm...
Widząc moje zainteresowanie, "opiekun stoiska" podchodzi i zagaduje. Chyba z 20min rozmawialiśmy o butach, technologiach, impregnacji. Spoko gość, choć tak całkiem otwarcie raczej nie wypadało mu gadać ;) Szkoda, że nie siedliśmy wieczorem przy piwku, można było by dowiedzieć się "nieco" więcej.
Żegnam miłego pana i jadę, kamraci czekają!
Ooo, widać jakiegoś człowieka na horyzoncie!
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Docieram! Żyję!
Wiesław wie czego mi trzeba. Ratuje browarkiem :D
Za to ja przywożę hiszpańską, dojrzewającą kiełbaskę i ser pleśniowy z zielonym pieprzem :)
Łee, nuda, wypił by co.
Łee, nuda, zjadł by co.
Lenistwo...
Co, pijemy, już, można?!
Nasz kochany "Bob budowniczy". Jagerka przyniósł.
Mój ty "prawie, że najlepszy przyjacielu!". Chyba zostaniesz tym najlepszym ;)
HA!
Omniom niom, jakie to dobre :D
Noo... temu staremu alkusowi, to prawie oczy bielmem zaszły ;)
Za dużo Jagerka? ;)
Przecie to zioła, leczyć powinny :p
fot. Sebastian
A to coś ode mnie, przecie z pustymi rękami nie przyjadę.
fot. Sebastian
Zaprawieni, na trudy okolicznych, przepastnych gór, tradycyjnie idziemy na szczyt.
Tego rok temu nie było. W razie "W" będzie czym palić :p
Jest.
Pamiątkowa foteczka.
fot. Sebastian
Ale, ale. To wcale nie jest szczyt! Nie wiem co za łosiek to oznaczył. Jednak, ci którzy zdobywają Koronę Beskidu Sądeckiego powinni, ba muszą, iść dalej (wyżej, na zachód). Inaczej się nie liczy :p
Muszę do PTTK naskarżyć ;)
Jest ledwo widoczna, wydeptana ścieżynka.
Ot i tu, przy zwalonym drzewie jest punk geodezyjny i tu jest szczyt Parchowatki 1004m n.p.m. !
O!
Wciągnąć brzuchy, wypiąć klatę!
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Wracamy. Po drodze poszukujemy opieniek, tudzież innych grzybów na tradycyjny gulasz.
No kruca zyks! Pusto! Nic, null, zero :(
A nie, mamy jednego! :D
Tylko jak to podzielić na trzy, ba cztery (bo jeszcze Paweł ma dołączyć).
Chyba nikt się nie naje, cza zapić smutki ;)
A może by go tak "zamarynować" w alkoholu. Buahaha.
fot. Sebastian
Dobra. Koniec żartów. Ognicho trzeba rozpalać, bo w brzuchu burczy i nas te alkohole zmorzą zaraz ;)
Jest "magiczna rozpałka"
fot. Sebastian
Modły, co by się nam rozpaliło i dobrze hajcowało!
fot. Sebastian
Tylko nie zgaś, proszę cie, nie zgaś!
fot. Sebastian
Jest, pali się!
P.s. Sebastian się postarał. Zrobił piękny stosik. Święta inkwizycja by się nawet nie powstydziła ;)
To taniec ognia :D
fot. Sebastian
W ekipie prym wiedzie Fiskars X5 :)
fot. Sebastian
Trochę chabazi mamy uzbieranych.
A to ci znalazł "chabazisko" :D
fot. Sebastian
"Brytfanka" odpoczywa po trudach podróży. Ubranka się wietrzą.
Trzeba by namiot zacząć rozbijać, bo później szpilek nie znajdę, albo wbiję je sobie w dłonie hehe ;)
A to coś dorzucimy do ognia. Coś małego i coś dużego. Nic się nie zmarnuje :p
Cza mięsko zacząć rychtować.
fot. Sebastian
Siup na kija i na ogień.
fot. Sebastian
Tak tu fajnie się gaworzy, że prawie przegapili byśmy zachód słońca :p
I widok z mojego apartamentu.
Ogień!
Wiucha we wszystkie strony.
Fak! Ubranie mi się pali!
Biedne moje ubranka. Miały się uwędzić, co by trollem nie waliły na drugi dzień. A tu ten nieznośny wiatr spowodował straty!
Dobrze, że w sprzęcie a nie w ludziach ;)
To jeszcze kiełbasku :)
fot. Sebastian
I żadne kurwa elektryczne czy gazowe grille!
Ojj, przytulania się zaczynają.
Komuś Jagerek zrobił robotę ;)
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Człowiek z ciemności aka "zielony" ludek.
Taki trochę podobny? ;)
Dawać suchotniki! Watrę robić!
Pane, a co pan tak ciągle smsku i smsku :p
Ano tak, gdzieś tam w między czasie dotarł do nas Paweł hehe.
Siedzimy sobie do późna przy ogniu.
Ahhh...
Legowisko "człowieka lasu" z rana.
Dość szybko zwijamy mandżur.
Aczkolwiek noc była całkiem przyjemna i w końcu bez przymrozku :)
fot. Sebastian
Jeszcze tylko tradycyjne karmienie Piżmoka.
Ale, ale... gulaszu z grzybów nie było! Zbyszka nie było! W dodatku chcieli mnie nafaszerować surowym mięsem! 😠
fot. Sebastian
Spakowany, hełm na łeb i jazda!
fot. Sebastian
fot. Sebastian
Pędziwóz Pawła. Skubany w tym roku wysoko wyjechał :D
fot. Sebastian
Ot i tak nam minęło bacowanie.
Ponownie było zacnie. Przyjemnie, wesoło, smacznie :D
Do zobaczenia za rok na hali!
Kącik kulinarny.
Składniki:
- Passata.
- Oliwki zielone i czarne.
- Mix kaszy i warzyw.
- Kukurydza - uwielbiam obgryzać młode, świeże, gotowane kolby. Z konserwowych moim zdaniem najlepsza jest z Pudliszek.
- Czosnek.
- Ser - ten "wynalazek Serenady" jest całkiem ok. "Mleko owcze min. 70%, mleko kozie max 30%"
Po ugotowaniu mix_u, wrzucamy wsio na patelnię i podgrzewamy. Ser na samym końcu, co by się lekko rozmiękczył, ale nie roztopił całkiem na breję :p
I pyszne danie w 20min!
Smacznego i pozdrawiam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz