Volovské vrchy
Babina 1278m
18-19.08.2025r.
Wyjazd, w owe miejsce, z dwoma, świetnymi miejscami na nocleg, nieco się odwlekał w czasie. Jednak, wieża/chatka z wielkim panoramicznym oknem, tak zapadła w pamięć, moją i Kamy, że... jak to mówią, co się odwlecze, to nie uciecze!
Zapisane było "w kajeciku", do zrealizowania. I w końcu się udało!
Jedziemy, nie śpieszno. Wyruszamy dopiero koło 10, tak, żeby po trasie, nie czekać długo na zachód słońca.
Docieramy to wioski, a raczej, parę chałup na krzyż 😜 Rakovec koło Mlynky.
He? Szkołę tu mieli?!😳
Zaparkowaliśmy, dosłownie na przeciwko wejścia, na żółty szlak.
Gdzieś zza tego budynku, wyleciał pies. Taki, no, myśliwski? Coś jak Polski Gończy.
Ale miły, sympatyczny. Nie ujadał na nas, wręcz przeciwnie.
Idziemy. A on, a raczej ona, bo to suczka. Za nami.
Szlak, trochę taki "zapomniany" 😉 Stromawy.
Kama została wyposażona, w mój rowerowy Evoc Explorer Pro 26L (notabene, genialny plecak), który jest bardziej pojemny, od jej małego Gregrego. A dodając do tego, że można pod siatkę na kask, wsadzić coś jeszcze, tak zdołała się spakować, z całym majdanem na nocleg.
Tym szlakiem, dość szybko robimy wysokość.
Nieco mozolny, mało widokowy. Ale pieseł, dodaje nam atrakcji, buszując po krzakach, wylatując nagle z nich, przed nami, czy, czekając na nas. Prawowaliśmy go w końcu "odgonić", komendami "do domu", ale to chyba słowacki pies, tzn suka, więc "nerozumie" 😉
Tuż przed szczytem, rozległa, piękna panorama.
Jest i Babina 1278m. Najwyższy szczyt tego wypadu.
A pieseł, ciągle z nami.
W Rumunii, było trochę dzikich psów. Część na tyle cwanych, że robiło za przewodników. Aby dostać jedzenie. Serio. Ale tamte, wycofywały się/czekały, w dogodnym miejscu (przy jeziorze), a ten. Wylazł na szczyt. Na razie, nic nie dostał, żeby się zbytnio do nas, nie przyczepił. Może zawróci.
Parę ujęć.
W tle, Krywań.
I Kráľova hoľa.
Ok, po batoniku i idziemy dalej.
Wrzosowe aleje 😉
Pies cały czas lata to tu, to tam i niucha.
Jeszcze szersze ujęcie.
Docieramy w końcu do źródełka.

Tankujemy tyle o ile. Niestety z rurki nie lecie, wypływa spod budki. Co nieco utrudnia napełnienie butelek. Pod korek, było by bardzo ciężko.
"Mówię ci wszarzu, idź do domu!"
fot. Kama
Tuż obok źródełka, jest prysznic. Wszak, do chatki/utulni, nie daleko (600m).
Útulňa Gálová.
Obok zadaszenie, z stołem i ławą, oraz podwójna huśtawka.
Siedzimy sobie, a Słowacy, co tu dotarli (trójka chłopaków), wychwala piwko.
Coś już mi świta, ale wtedy Kama mnie uświadamia:
"No w środku jest piwo".
Że jak? A słowaccy włóczykije, że no jest, płaci się 1,5E do skarbonki i bierzesz😁
Niczym Święty Garall!
Cennik.
Wina nie mieli, wziął by człowiek, na romantyczny wieczór, przy zachodzie słońca 😉
Skarbonka.
Po chwili odpoczynku. Posileniu się i wypiciu piwka, aaa, pies dostał kabanosy. Skubana, zjadła ponad pół paczki! I pewnie zjadła by więcej!
Umięśniony ten pies, wybiegany. Zrobiła na pewno 2x tyle co my!
fot. Kama
Dobra, idziemy dalej, choć ta chatka jest świetna. Ma swój klimat i lepsze widoki. No ale, trzech chłopa... dwóch z nich, zastanawiało się, czy nie iść do następnej, ale zgadaliśmy się, że my tam idziemy, to widząc parkę, woleli zostać tutaj.
Schodzimy coraz niżej. Przy rozstaju.
Upss, zapomniałem zabrać racy.
No ale mamy psa, co robi dużo rumoru, więc spoko.
I kolejne źródełko.
Tu już, tankowanie to czysta przyjemność. Nalewamy na zapas, aby mieć na wieczór i rano.
I docieramy do naszego noclegu!
To panoramiczne okno, w zamykanej salce, robi robotę 😍
Wiatr we włosach, piękne widoki... ahh.
I niższy tarasik, z ławeczką.
Cała wieża, na wyłączność dla nas 😁
Jest mały panel i gniazdka do ładowania😃
Legowisko, przygotowane.
fot. Kama
Rozpalam ognisko i pieczemy kiełbaski.
Zaczyna się spektakl, nad Kráľova hoľa 😍
Jeszcze ujęcie w kierunku najwyższego szczytu, Babiny.
Słońce zachodzi...
Ze szczytu wieży.
Diaboł świeci latarką zza góry 😉
Po zachodzie.
Ostatnie spojrzenie przed spaniem.
fot. Kama
Zapada zmrok.
Czas na sen... czy aby na pewno?!
Właśnie, co z psem? Myślałem, że jak się zatrzymamy na dłużej, to się jej znudzi i pójdzie do wioski. Wszak, zrobiliśmy prawie kółko i już "niedaleko" domów.
Ale skąd! Owa suka, ani myślała, gdzieś się wybierać. Ba, jak wyszliśmy na wieżę, aby porobić fotki, to ta za nami. Potem miała problem zejść po stromych schodach, to ją musiałem znosić na rękach 😤
Mało tego, widać było, że nauczona spać na miękkim, a w dodatku, noc dość zimna i piździło wiatrem, że hej. To nie miałem serca, wywalić ją na zewnątrz.
Więc umaściła sobie gniazdko na materacu i śpiworze Kamy. W jej nogach.
Kamie chyba za wygodnie nie było, w dodatku, owy pokoik, od dołu, nie jest izolowany. No drewniana podłoga, ale ze szparami. Przez co skutecznie podwiewało zimnem (jak już mówiłem, wiało fest!) i pies dostał telepaczki! 😱
A Kama, wierciła się na materacu, w te i we tę.
No co w tym dziwnego, zapytacie. Ciężkie warunki, piesek biedny, wiercić się nie można? No można, można, ale nie na tym materacu! Dla mniej wtajemniczonych, super duper Therm a Rest Xlite, jest super, nie powiem, ale jego konstrukcja, wewnętrzna... każdy ruch na nim, powoduje niewyobrażalny szelest. Tak, to jest realny problem. Pamiętam, jak będąc w Albanii, na wyjeździe, jeszcze wtedy, z obcymi osobami, rozbijałem się dalej od nich, żeby nie przeszkadzało im moje chrapanie. I nie przeszkadzało, bo o wiele bardziej, nieznośne było szeleszczenie/skrzypienie owego materaca.
Chyba do tego stopnia było to uciążliwe i zauważalne, wszem i wobec, iż w nowej, jego wersji NXT, chwalą się o 83% mniejszym "szeleszczeniem" 😛
Tak czy siak, przy każdym "wierceniu" Kamy, ja się budziłem. A jak pies, miał już dość wiercenia i tych dźwięków, to podchodził do mnie i mnie lizał i szturchał łapą! Ja pierdole!😡
Doszło do tego, że postanowiłem wymienić się materacami w środku nocy. Przecie, mam wstać o 5 na wschód, a potem, wracać jeszcze 2h samochodem. Muszę coś się przespać! To był priorytet naszego bezpieczeństwa.
Jakoś, przeżyliśmy tą noc.
Kráľova hoľa w promieniach wschodzącego słońca.
I panormaka o wschodzie.
Jedna z pobliskich górek o wschodzie.
Niestety z tego miejsca, Tatry są słabo widoczne.
Ale z tą, oświetloną polanką, ich wierzchołki, potrafiły ująć.
Na szczycie obok, Ostrá 1014 m, przez który mieliśmy wracać, Taterki widać pięknie (tzn, nieco za szczytem, na polanach). Jednakże, po tej nieprzespanej nocy, z głodnym psem (no odstąpiłem jej część porcji jajecznicy - ale widać było, że chciała więcej), stwierdziłem, że robimy ewakuacje najłatwiejszym i najszybszym wariantem.
Po zejściu do wioski, nie było kogo spytać, czy znają tego spa. Skąd on, czy uciekł komuś, czy ktoś porzucił. Nie był zagłodzony, miała obrożę (bez żadnych danych kontaktowych). Kamie już myśl przechodziła, że ją weźmiemy! I co, w Krynicy u weterynarza, po zczytaniu chipa, będę musiał dzwonić do właściciela i zapieprzać na Słowację, oddać psa. No way 😛
Na szczęście, po dotarciu do samochodu, pies zaczął biegać tu i tam, ujadać na koty. Nie garną się już do nas. Więc, tak do końca, nie wiadomo, czy lokalny, czy porzucony.
Ale pójść z obcymi w góry, zrobić ponad 16km (jak pisałem, dla niej to z pewnością 2x, co przebiegła węsząc i krążąc) i zostać na noc! Niebywałe.
Nasza trasa wyglądała tak:
Trasa mapy.cz
Kącik kulinarny
Mini placki pizzowe 😉
Składniki:
- Serek wiejski
- Jajko
- Mąka (60g)
- Dodatki na wierzch (co kto lubi) u nas" Salami Pepperoni (ostrawe, fajne 😈), mozzarella, passata "serowa"
- Zioła prowansalskie
Przygotowujemy ciacho. Do miski serek, jajko i mąkę, oraz zioła i sól.
Mieszamy. Na patelnię (można robić w piekarniku, szybciej na patelni), oliwy z oliwek. Wylewamy "ciacho". Można robić małe, niczym placki ziemniaczane, albo zrobić jeden duży i pociąć jak pizzę.
Smażymy z jednej i drugiej strony. Pod koniec, smarujemy wierzch, ulubionym sosem, układamy salami, ser i zapiekamy jeszcze pod przykryciem.
Na wierzch trochę świeżej bazylii i gotowe!
Smacznego i pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz