wtorek, 15 listopada 2022

 


Bacowanie na Parchowatce

08/09.10.2022r.



Nadszedł czas bacowania na słynnej (właśnie, ale o tym później), hali.

Do mnie, dzień wcześniej, przyjechał "indianiec". Reszta ekipy, uderzyła prosto na miejsce w dniu spotkania.


"Krausy" były wcześnie i załapały się na fajną przejrzystość.

fot. Sebastian

Przejrzystość ok, to i coś przeźroczystego 😁
fot. Sebastian

Ale niektórych, chyba "przeźroczystość" pokonała 😋 Aż się horyzont pochylił (fotografowi też) 😆
fot. Sebastian

No nic, oni balują, a my mamy ambitniejsze plany.
Nie był bym sobą, jak bym coś nie wymyślił. Ileż na to miejsce, można iść, czy jechać rowerem, tymi samymi drogami.
Wymyśliłem, że podjedziemy samochodem na wioskę Składziste, jak najdalej jak się da. A potem, drogą leśną, która jest też szlakiem rowerowym na Halę Łabowską. A, że by była moc wrażeń, to jeszcze punkt widokowy, Czarci Kamień.

Ruszamy, późno, za późno, trochę nam zeszło. Poczekają 😉

Apogeum jesieni. Nawet ta nużąca, wyasfaltowana droga, potrafiła zapierać dech w piersiach. Dosłownie, ponad 10km ciagl pod górę 😄

Jeszcze 3,5km. damy radę! Tu kończy się asfalcik, dalej to tylko gravel albo MTB.

Koń!
Dalej najlepszy "sprzęt" do ściągania drzewa w trudnym terenie.

Ach te beskidzie drogi.

Pryy, "indiańcu". Nawet zapędziliśmy się. Nooo, po co iść na Łabowską i na te skałki i wracać, pójdźmy "skrótem".

Taki łagodny trawersik, a potem...

Skrót zacny, ale wyrypa jeszcze zacniejsza 😁
Jeb! W górę!

Ja w mych krasnoludzkich butach, czułem się jak piżmok w lesie  😀
Darek coś tam miał nie tęgą minę, a apotem (jak się później okazało) zgubił na tym podejściu zegarek. Musiał zahaczyć o drzewo/gałąź i się pasek rozpiął i papa 😟 

Myślałem, że jest jaskinia, a tam tylko taka... szpara 😛

Oblazłem dookoła, a na szczycie tak.
Blee, bariereczki.

Ale sama skałka fajowa.

Głupio się przyznać, ale pierwszy raz tam byłem. Zawsze mi jakoś nie po drodze było.
A tu takie genialne widoczki!

Wysoko!

I jeszcze Darek pozuje.

I rzut obiektywem w głąb Beskidu Niskiego.

Artystycznie 😉

I zahaczamy o szczyt Czarci Wierch 1091m n.p.m.

Właśnie, jak nazywać ową skałę. Niektórzy piszą, że to skała nad Wierchem nad Kamieniem. Ale Wierch nad Kamieniem, to jest nie tak blisko znów, a przy głównym szlaku, na znaku ja byk "Wierch nad Kamieniem Diabli Kamień".
Na mapie Compasu "Kamień Diabelski", na innej "Czarci Kamień" i... tego bym się trzymał, bo najwyższy, najbliższy szczyt, to Czarci Wierch 1091m.
Ale się uczepiłem nazewnictwa! Porządek musi być. A opisy w internetach, są tak różne, iż moim zdaniem, wrzucanie w nazwę "Wierch nad Kamieniem" wprowadza w błąd.

Dobra tam, kogo interesją me wywody i zboczenia górskie 😆
To wio na schron, posilić się i uzupełnić elektrolity.

Bardzo przystępny cennik, jak na te inflacyjne czasy.
Jednak, idzie z tym, mocno średnia jakość.
Próbowaliśmy tam pierogów z mięsem, bigosu, barszczu z uszkami i żurku (wracając, też wstąpiliśmy).
I w sumie, tylko żurek, był godny uwagi.

😛 co się lipisz!

Nowa geometria vs stara geometria 😁

Dostaję wiadomość SMS:
Gdzie jesteście, za ile będziecie. Macie "coś"?

O te alkusy! To nie martwią się o nas, tylko, skończył się im alkohol i chcą więcej!
Jako, że mamy "tylko" jedną flaszkę, to, tankujemy na schronie na zaś 😆

Idziemy, bo się zapłaczą.
Dobry zoomik nie jest zły.

Och, co za miłe przywitanie! Ale to radują się na nasz widok, czy wiedzą, że mamy flaszkę 😂
fot. Sebastian

-Ja taki chudy.
-A ja taki gruby!
Masz coś do mojego brzucha!?

Jeb... liść 😂

Noo, noo, chłopaki zrobiły mega robotę. Chyba się im nudziło jak zabrakło alko 😉


"Z kamerą wśród hobbitów".
Andrzejo ledwo trzymie pion, ale foci namiętnie 😂

Darek, ale masz wielkiego grzyba!

"komuś" przeszkadzały buty Sebastiania, to je wywalił w halę.
Ale nasz sprytny hobbit, odzyskał swe mienie.

Na brata zawsze można liczyć!
- Idziemy na wspólną fotkę, pijusie!
fot. Sebastian

Jest i cała, tegoroczna ekipa!
fot. Sebastian

Tradycyjnie, idziemy na szczyt.
Taka zabawa!
fot. Sebastian

A tam pierdolicie, tak wam zrobię, przechodzić. Andrzej, pogromca dobrej zabawy 😆
fot. Sebastian


Jest i szczyt.
Czyżby moje uwagi dotarły do PTTK. Przenieśli (w końcu!) tabliczkę na właściwe miejsce/szczyt. A nie to coś uzurpowane.
A co my tak cieszymy?
fot. Sebastian

Andrzej chciał usiąść, dobrze, że troszkę bezwładny był, bo inaczej, straciłby dziewictwo na wystającym sęku 😂

Ujęcie w drodze powrotnej.

Oczywiście było tradycyjne grzybobranie. Coś tam było, ale marnie (były gorsze lata). Mimo wszystko dziwnie, bo ludzie koszą grzyby w Polsce, a moja najbliższa okolica, była w tym czasie, dość, skąpa pod tym względem 😞
No ale coś tam mamy na gulasz.

I stało się!

"Słynna hala". Chyba stałą się zbyt słynna?
Mam nadzieję, że nie przeze mnie. Raczej nie.
Ot po prostu więcej lokalsów, a widząc to i przyjezdnych, zaczęło biesiadować na tej hali.

Przy naszym pobycie, przyjechał ów jegomość na quadzie i coś do nas (pretensjonalny ton).
Na to ja mu, że siedzimy, na Zbyszkowym polu. Znamy go, wódkę z nim pili i... spuścił z tonu.
Oczywiście, załoga rozścieliła się w jego bacówce, a i mój namiot, był za miedzą Zbyszkową. Czyli na jego polu. No ale, jak zwiedział się, iż Zbyszka znamy, a jak mu na to, że ja "sąsiad zza miedzy, bo z Krynicy" (chyba nie lubią wielkomiejskich), to się załagodziło.
Ale już ma plany, na jakieś "skomercjalizowanie" takich wypoczynków 😡
Póki my siedzimy na Zbyszkowym (z chatki trzeba będzie zrezygnować). to, niech nas w rzyć wycałuje 😁

Jego ziemia, jego wola.
Dobra, niech... już jedzie.

Kwestia rozpowszechniania takich miejsc, nawet przez takie bieda blogusie jak mój. Dzielić się, nie dzielić? Z tego wychodzi, że może jednak nie. Bo za duży ruch, generuje zainteresowanie i chęć zarobku. Rozumiem właściciela chatki, tym bardziej, że nie każdy tam przebywający jest grzeczny. Ale myśmy te chatki ratowali, a inni, wyrywają deski i palą 😱

Dobra, oczyśćmy umysły, nie spinajmy się.
Czas zacząć podziwiać zachód słońca!


Namiot rozbity jeszcze za, jako takiej jasności 😉

I Radziejowa - najwyższy szczyt Beskidu Sądeckiego.

Ogniskujemy.


Księżyc, prawie w pełni.

I czeluści piekła 😈
Nikt znów nie zabrał ziemniaczków! A dzwoniłem i przypominałem! 

Niedaleko obok lokalsowa młodzieżówka, miała swoje ognisko.
Niedopite 😜 towarzystwo poszło na zwiad.
Doszło do tego, że stary pryki przyszły bawić się z młodzieżą.

Dzięki Piotrkowi, ktróry okazał się fenomenalnym "ogniskowym wodzirejem", było wesoło. Przynajmniej lokalne dziewuchy miały polewkę 😂


Więcej zdjęć "rozwodowych" nie wrzucam 😆😋😈

Długo żegnamy ową ekipę, wyciem do księżyca i "miłosno sprośnymi" 😂 wyznaniami.
Powracamy na swe legowiska. Cóż, trzeba iść spać.

Zimny ranek i wietrzny. 
Gotuję w środku. Ależ na nierównym podłoży się umieściłem.

Aku , czy jest już ciepło?
Dwukierunkowe zamki pozwalają zrobić okienko i wyjrzeć, bez konieczności rozpinania całości przedsionka. Fajne!
fot. Sebastian

Zdjęcie na pożegnanie.
Jacyś tacy no... że aż Piżmok musiał się sam nakarmić 😛
fot. Sebastian

Krakusy uciekły.
Ja z Darkiem, zostajemy jeszcze chwilę.

Tatry schowane w chmurach, ale i tak jest pięknie!

Zoomik na słowacką stronę i drogę prowadzącą na przełęcz Vabec.

W starej bacówce.

W owej bacówce znalazłem też, zdatny do użytku rondelek.
Który po oczyszczeniu i wyparzeniu, posłużył do usmażenia grzybów.


W między czasie, takie ujęcie.

Palce lizać!

A później kanapeczka z boczkiem, polanym resztką masłowej omasty grzybowej (tak to by trzeba było nazwać).

Wracamy na Halę Łabowską.

I w dół, do samochodu.
Cały czas, z pięknem zaklętym w jesiennych lasach Beskidu Sądeckiego.

Wspaniała ta jesień. Eksplozja kolorów!

A i salamandra, pięknie pozowała. Chyba jąprzymroziło w nocy, bo strasznie nieruchliwa była 😉


Oj ciekawe to było chatkowanie. Mimo, że trzon ekipy, zaliczył falstart 😜




Kącik kulinarny

"Zimowa" herbata rozgrzewająca.

Składnik :

- Herbata - podstawa. Ta z Malwy, jest ekstra!
- Korzeń imbiru
- Laski cynamonu
- Kardamon
- Anyż
- Pomarańcza z goździkami (żeby nie pływało luzem i wkurwiało ;) a i wygląda fajnie)
I, czego nie ma na zdjęciu MIÓD!
Do słodzenia miód. Tak wiem, większość jego właściwości pro zdrowotnych zniknie, jak dodamy do wrzątku, ale tu chodzi o smak. Polecam rzepakowy.


Zalewamy wrzątkiem i parzymy około 8 minut pod przykryciem.

Potem siup do ulubionego kubeczka i delektujmy się przepyszną herbatą.
Wersja na "herbatkę" to z jakimś bimbrem/śliwowicą/rumem 😉

Smacznego i pozdrawiam.

1 komentarz: