poniedziałek, 20 września 2021

 


Sarnia skała - zachód słońca

+ Zawrat  => Świnica

14-15.08.2021r.



Tatry, Taterki!

A może by tak zrobić Zawrat=>Świnica? Od "niedawna" robili tam jednokierunkowy szlak, a w tą stronę, tego nie szedłem.

Trasa spora, więc dobrze było by gdzieś kimnąć i ruszyć z rana.

Wyczaiłem świetne kempowisko. Tuż pod skoczniami. Ceny też przyzwoite, 

https://www.podkrokwia.pl

a "buraczkowóz" doczekał się materaca na tył. Spokojnie można teraz tam spać  😁



Zajeżdżamy tam w sobotę wieczór.

Na kempingu sporo "kaczuchy", ale są i akie wynalazki Salewy, jak po prawej.
Nie chcę nawet wiedzieć, ile to kosztuje 😛
Ale... kolejnego dnia zagadałem z gościem. Nie jest tak lekkie jak myślałem (ponad 2kg! To mój Naturekihe to 1,3kg) i trochę niski, oraz woda lubi się zbierać w tym zagłębieniu nad wejściem. Ciekawe, że akurat Salewa, a nie jakiśMSR czy jeszcze coś "ciekawszego". A panocek, podobnie sprzętowo idzie jak ja, czyli Thermarest Xlite i puchówka Cumulus Xlite200 (model z zamkiem, zielony. Ja mam wersję bez zamka i starszy model czarny).

Pitu, pitu, a ty trzeba iść, aby zdążyć na zachód słońca.
Wymyśłiłem, iż wieczorem, skoczymy na Sarnią Skałę.
Mamy mały poślizg.
Ogień! Wchodzimy do dolinki.

Robi się coraz ciemniej.

I wodospad.

Ale pędzi ta Kamcia, ledwo mogę za nią nadążyć! To jest pierwsze tatrzańskie wyjście w nowych butach (niskich!), La Sportiva Boulder X

Słonko coraz niżej, ale jesteśmy tuż, tuż, już prawie!

Ten wyraz twarzy mówi coś w stylu:
"No i co, nie mówiłam, że zdążymy! Pizdusiu" 😂

Szybciutko wdrapujemy się na szczyt.
Ojj...

Słońce zachodzi, zalewając wyższe szczyty i niebo, różem.

Pa, pa słoneczko.

Dobranoc "Śpiący Rycerzu".

Zobaczyli zachód, zobaczyli. To teraz wio na dół.
Schodząc, noga mi się wykręciła. Chyba na wieki, jestem skazany na krasnoludzkie buty!
Chwilę postałem, pokręciłem stopą, będę żył. Idziem dalej.

Dopadł nas głód.
Kama to swojska dziewucha. No lubi kiełbę z ogniska/grilla.
Mimo, że tuż pod skoczniami, to o tej godzinie, to a mało co było otwarte.
Wpadliśmy do pierwszej lepszej miejscówki.

Już prawie zamykali, ale, ale, mój osobisty urok ;) i jeszcze nam gratis po oscypku z żurawiną dali!
A mówią, że te zakopiańskie górole, to tylko dutki liczą 😜

Łot i takie piękne otwieracze, ręcznie kute. Niestety, nie na sprzedaż, a kowal, który je wykuwa (mający stanowisko obok), pojechał na jakiś festyn. Szkoda, kupił bym. Cena 35zł.

Pojedli, to wracamy, do "campera" :D
Na kempowisku, przy palenisku, imprezka. Chwilkę dosiedliśmy się, za zgodą biesiadników, aby się ogrzać. Ale to czyjeś kawalerskie, więc nie będziemy im przeszkadzać.

Lulu.
Wstajemy o 6. Trochę późno, no ale przecie jesteśmy na miejscu.
O dziwo, z rana, nie ma wielkiego ruchu w owym miejscu.

Aneks kuchenny, całkiem spoko. Jest gdzie siąść.
Królewskie śniadanie :D


Miałem iść w wysokich butach, ale jak na jednego ubrałem Hanwaga Bergel Top, a na drugiego ową niską La Sportiva Boulder X, stwierdziłem, ze idę jednak w niskich :p

Ruszamy... trochę nam zeszło, to zbieranie się, no ale ;)

Kapitalna gra światła. To odcięcie jak od linijki, ha!

Pyk, pyk, hopsa, hopsa i już tu 😁

Ludzi jednak mnogo! Ciężko zrobić fotkę bez.
Ale bardziej jak tłumów, boję się pogody. Siakieś takieś brzydkie chmurki naszły.

Kawałek podejścia czeka.

Wioo w górę.

Ostały się nawet resztki śniegu.

Łojj, ciężko mi się idzie. Dobrze, że są kolejki na łańcuchach, to można odsapnąć.

Akuku.

I ujęcie w dół.
Część w kaskach (to rozumiem), część jeszcze w uprzężach do via ferrat. Tutaj, myślę, iż na łańcuchy, często bezwładnie wiszące, jest to mocno średnie rozwiązanie, tym bardziej, że ludzie, często, napiszę to dyplomatycznie, niezbyt zgrabnie się tym posługują.

Mijamy rodzinkę, z ojcem filozofem, któremu nie zamyka się buzia. A żona, ma obawy czy iść dalej, a wszyscy ciągną ją w górę, hmmm.

"Skalna Maryjka" ;)

Docieramy na Zawrat. Yea!
Nieco złowieszczo, Krywań w chmurach.

Zejście na "piątkę".

I panoramka (tak, wiem, prześwietlone :( ).

WOW. Ten to musi mieć widoczki ;)

Nie ma co za długo siedzieć. Sporo drogi, nie łatwej, przed nami.
Dalej...

No kurwa mać!
Ekipa nie umiejących czytać sierot ( w tym trzy "dziunie", nie umiem inaczej określić).
Są widoczne tabliczki, iż szlak jest jednokierunkowy. Nie, będą się pchać pod prąd, w stylu, adekwatnym do ubioru 😖

Zrobił się niezły korek. Przeszły te sieroty, oczekujący ruszają, a tam z góry, pcha się kolejny. Krzyczymy, aby czekał, coś tam marudzi. To mu tłumaczymy, że to szlak jednokierunkowy i tu w ogóle go nie powinno być. Niech teraz czeka z 30 minut 😛

Dobra, przebrnęliśmy przez te łańcuchy i resztę podejścia na "Świnię".
Jest i widoczek ze szczytu.

Wróbel wysokogórski.

Schodzimy.

Podczas tego zejścia, byłem świadkiem sceny, która na długo utkwi mi w pamięci.
Oczywiście, na zejściu zrobiły się korki. Ci chcą w górę, ci chcą zejść i problemo, a ludzi mnogo!
Tam, gdzie się dało i w mej ocenie (nie jestem wybitnym taternikiem, ale "trochę" już tam pochodziłem), nie sprowadzało to zagrożenia dla innych, obchodziliśmy bokiem.
Jednak szoku doznałem, gdy parka, ubrana w pełen rynsztunek jak na najniebezpieczniejszą via ferratę, idzie, taką małą luśnią. Chłopaczyna, wcale nie zachowywał się, jakby miał jakieś wielkie doświadczenie. Zresztą, tam szli całkiem na dzikca, w trudnym terenie gdzie te wszystkie uprzęże i karabinki, na nic im się przydadzą! A skąd mogę wiedzieć, ze ów jegomość "wcale nie zachowywał się, jakby miał jakieś wielkie doświadczenie". Oprócz tego, że "nie czół skały" to po, oczach, wyrazie twarzy jego partnerki! Akurat na chwilę, zanim wlazła w ową luśnię, nasze spojrzenia się spotkały. Nigdy nie zapomnę tego przerażenia, panicznego strachu, u tej dziewczyny. Nikt doświadczony, nie ciągnie spanikowanej osoby, bez możliwości asekuracji (via ferrrata, nie wspomnę o asekuracji liną).
Mega nieodpowiedzialność. Współczuję tej dziewczynie.

Już niżej, już dalej i nieco bliżej wodopoju :D
Odbijamy w prawo, czarnym na Gąsienicową.

Łot i taki schron, burze by przeczekał, przespać, też by się przespał ;)

Pięknie tu!

I ujęcie na "Kościotrupa". Tak koleżanka Kamy powiedziała kiedyś na Kościelca. I się utarło 😛

Pierwszy raz (chyba, kiedyś coś było, ale kij wi co ;) ) na żywo widziałem miśka!
Wprawdzie daleko był, ale, no ale jednak. Słaby zoom w aparacie, ale w tej rynnie bez kosodrzewiny, brązowa plama to miś :D

Wpadamy na Murowańca.
Ludzi pełno. Rezygnujemy z jadła, na rzecz kolejki do piwa :D
A jeszcze kupiłem dla Kamci parówę w cieście.

Upss, coś się dzieje. Śmigło tuż obok schronu zalatuje.

Strzeliliśmy po dwa piwka i... zaszumiało ;)
Trzeba uciekać na dół.

O! Jaki lord po drodze hehe.

Jeszcze umyć twarz w górskim potoku i można wracać do "campera".

Tyle spoko, że doba (namioty i campery) na owym ośrodku kempingowym jest do 21! Więc nawet, jak późno zejdzie się z gór, to nie trzeba opłacać kolejnej. Zapewne, skorzystamy z tego miejsca, jeszcze nie raz!




Kącik kulinarny.


Gulasz z sarniny na winie.


Składniki:

- Sarnina

- Przyprawy (to co widać + sól)

- Masło klarowane

- Cebula

- Przecier pomidorowy

- Wino

- Ziemniaki

- Ogóreczek małosolny, ciekawie się komponuje :D

Mięso oczyść z błon i pokrój w kostkę, oprósz solą i pieprzem, odstaw na chwilę w chłodne miejsce.

Cebule obierz i posiekaj, zeszklij na połowie masła, następnie przełóż do rondelka, w którym będziesz robić gulasz.

Na pozostałym maśle podsmaż sarninę, kiedy lekko się zrumieni, przełóż ją do garnka z cebulą. Dodaj przyprawy: jałowiec (koniecznie rozgnieciony!), ziele angielskie, liście laurowe i rozmaryn. Wlej wino i uzupełnij wodą tak, aby mięso znajdowało się około centymetra poniżej poziomu płynu. Duś na małym ogniu do miękkości. Kiedy mięso będzie już gotowe, zapraw całość koncentratem pomidorowym i ewentualnie dopraw solą i pieprzem.

Cały przepis tutaj:
https://www.doradcasmaku.pl/przepis-gulasz-z-sarniny-z-czerwonym-winem-i-jalowcem-284382


Mam trochę pomrożone sarniny (wieć jeszcze kiedyś coś zrobię). Niestety porwałem pierwszy lepszy kawałek i okazało się, że tego mięs tam to nie ma za dużo, hehe. Ale coś obskubałem ;)

Niestety, ale dziczyzna musi się długooo gotować na wolnym ogniu.
Głodny już byłem, więc, wyszła trochę twarda, ale bardzo mi smakowało!


Kama widząc, jak to mięcho oprawiam, to... przeszłą jej ochota. Nie dała się skusić 😛

Smacznego i pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz