Mogielica 1170m n.p.m.
Święta, święta...
W sobotunio "świętowanie" u znajomych Kamy.
Ja tam delikatnie. Moje ulubione piwko + no dobra, namówili mnie na wódeczkę, ale bardzo, bardzo malutko :p
Spotkanie zakończyło się nieco po 1.
Wstaję 7. Trzeba się "wyspać".
Zbieram sprzęt... gdzie by tu pojechać? Ciągnęło mnie znów w Tatry, ale trochę późno, będą korki i... o 16/17 muszę być w Krynicy, ponieważ Kamcia zorganizowała spotkanie z "matką chrzestną". He, to "już" ten etap? ;)
Klekota palę dopiero 8:47.
Ojj miał opory, bo przymroziło i było rano -10C. Aż mi śnieg w środku powstał :p
Brymm bymm, jadę sobie, wszyscy jadą do Krynicy, a ja mam niemal pusty pas. MiSzCz prostej! Biała strzała południa poleciała 130km/h.
Ale mi się fajnie jedzie!
No i wykrakałem. Na wioskach (łot taki skrót przed Limanową), nawigacja coś mnie dziwnie poprowadziła. Zawracam. Bidon z pićkiem na drogę wpadł mi pod siedzenie. Zanurkowałem ręką i próbowałem wydostać.
Rach ciach koła wpadły do rowu (nie, to nie fosa hehe ;) ) i wiszę. Dobrze, że wolno jechałem.
No ale ni to w tył, ni to w przód. Niedziela, godzina taka, że ludzie jadą do kościoła, nikt nie pomoże.
"Awaryjki" i biegam po okolicznych domach, w poszukiwaniu ciągnika.
W końcu znalazłem, No ale tu zima, traktor od jesieni nie ruszany. Jednak trafiłem na dobrego człowieka. Głupi ma zawsze szczęście ;)
Po marudził, ale pobiegł po wrzątek/gorącą wodę. Zalał chłodnicę w poczciwym Ursusie "trzydziestce", nieco odczekał i chwila prawd! Odpali?
Jedno kręceni, słabo, drugie kręcenie, lepiej, trzecie jest, zaskoczył!
Podniósł mi przód na pasie tym no czymsik w traktorku, co się podnosi do góry z tyłu i lekko pociągnął.
Jestem uratowany!
Chciałem mu stówę dać, (bo tak to jakieś drobne) , powiedział, że to za dużo, że 20zł “na flaszeczkę”. Co za dobry człowiek. Dziękuję Ci dobry człowieku!
Jako, iż akcja ratunkowa trochę trwała, a plan był czasowo napięty, postanowiłem porzucić Mogielicę.
Jak bym się spóźnił, to by mi jeszcze Kamcia kręcenie wora zrobiła! Choć, może to nie było by takie złe see see ;)
A było tak blisko!
No dobra. Nie będzie Mogielicy, ale... nic nie cieknie z klekota, wróciłem do Krynicy o dobrej godzinie więc... Jawo! Hehehe.
Z podejścia.
Gdzież to jeździ o tej godzinie, niemal między narciarzami, w tej sztucznej zadymce.
O i takie ujęcie bez filtrów. To co siadło na obiektyw.
Na dole spotkałem Ewelinę.
A to pójdę sobie "strzała w górę", ona z mężusiem, nieco na około.
O jestem przed nimi, to foteczka :)
Człapiąc do góry z Jackiem, rozmawiamy sobie o sprzęcie narciarskim, co by było np dobre dla mnie na wyjścia na "Świętą Górę".
Fajnie się teoretyzuje, ale zwierza mu się ;) z mej hańbiącej ułomności. Nie umiem jeździć na nartach! Buahaha.
Wpadam na Ski Stop. Siada grzane piwko. Dzięki Łukasz. Widzę, że mają straszny młyn, niech choć w ten dzień coś zarobią, więc uciekam.
Oj spoziera nerwowo na zegareczek.
Gdzie ten Jacek, segmenty na Stravie słąbo wyjdą ;)
Jest i On!
Są i oni... Ewelina, cycki Ci spuchły! ;)
Aaa, teraz to się rękawiczkami wypycha :D
Idę poszwendać się po szczycie, co by piwko wyparowało.
Koksownik koło Koliby, niezawodny :D
Jeszcze ujęcie na Beskid Niski i osiedla Krynicy.
Hmm, myślałem, że będą większe kolejki.
Wyszło na to, że większość uciekła na pobliskie wciągi. Kto bogatemu zabroni (PKL), ostatni dzień jazdy, a ci zrobili wyciągi na Jawo do...16. No ja pierd...
Słońce powoli zachodzi.
W tym jakże miłym dla oka świetle, oceniam szkody. Stwierdzam niemal brak, no dobra, kołpak straciłem :p
I tak to bywa, z przygodami.
Kącika kulinarnego brak, bo i wyjścia konkretnego nie było :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz