Tatry
Giewont + Kopa Kondracka
14.06.2019r.
Kontaktuje się ze mną Piotrek z Gorlic. Jedzie w piątek z rana z synem w Tatry. Jego syn, Filip, obchodzi ósme urodziny. Jako prezent, w planach jest zdobycie Giewontu i Kopy Kondrackiej.
Ok, czemu nie, będzie fajny spacerek. Tylko wyjazd o 4:30, co by zdążyć przed zapowiadanymi burzami.
Dam rady! Tylko jakoś tak wyszło, że trochę późno wróciłem do domu :p
Zacząłem się rozpakowywać i pakować. A to jeszcze bukłak umyć, zrobić picie do niego na cały dzień. A to piweczko i pogaduchy ze znajomymi... patrzę na zegarek i tak mi zleciało do 2. Co?! Przecie o 4 mam wstać. Ojj, usnę na stojąco na Giewoncie. Będzie śpiący rycerz i śpiący Piżmok :p
Docieramy. Startujemy z Doliny Strążyskiej.
Początek taką zacienioną przez drzewa alejką.
Pierwsze widoczki.
Idziemy dość żwawo.
Tutaj mały postój i wio dalej!
Łee, daleko jeszcze?!
Już coraz bliżej.
Zaczyna się właściwe podejście. Filip zostaje wyposażony w kask.
To jego pierwszy raz na tatrzańskich łańcuchach.
Tak prawie na wyciągnięcie ręki.
Asekuracja i hop do góry!
Powolutku, ostrożnie. Skała na Giewoncie jest strasznie wyślizgana.
Ostatnie metry!
I jest, docieramy na szczyt!
Jako, że wyszliśmy dość wcześnie, a i tępo mieliśmy w sumie nie najgorsze, na szczycie nie ma tłumów, a i na łańcuchach nie było kolejek :D
Panoramka ze szczytu.
Piękny prezent na urodziny!
Piotr solo.
I cała ekipa.
Przy zejściu, młody dostaje dodatkowo asekurację "na smyczce" ;)
Radzi sobie całkiem dzielnie. Zuch chłopak!
To pędzimy jeszcze na Kopę!
Pierwszy "Dwutysięcznik" Filipa. Gratulacje!
To teraz "tylko" w dół.
Coś mnie odcina. Niewyspanie daje o sobie znać. Piotrek patrzy na mnie podejrzliwie i pyta:
-Przecież ty jeszcze nic nie jadłeś?!
*Nie jadłem, bo nic nie mam :p
Robi oczy jak 5zł, ratuje mnie batonikiem. Dzięki druhu!
Jest! Docieramy na schronisko. Jestem uratowany!
Kusi mnie "Żurek Domowy" za 14zł. Smaczny.
W reanimacji, pomaga Kasztelan za... "dyszkę" :p
To jeszcze na Kalatówki po pieczątkę. Tutaj wiosna!
Zaczyna kropić, gdzieś tam dalej zagrzmiało.
"Lew" osaczony przez owce.
Jednak pogoda jest dla nas łaskawa i oszczędza nas.
Lądujemy ponownie przy wejściu do Doliny Strążyskiej.
Zanim odjedziemy, postanawiam na szybko, coś jeszcze zjeść, bo ssie mnie "mały głód".
W lokalnej restauracyjce zamawiam bigos i... Paulanera. Oj dawno nie piłem.
Bigos całkiem dobry, podany z chrupiącą bułeczką na ciepło :)
W drodze powrotnej, trochę gaworzymy, ale sen mnie zmorzył. Za stary jestem na takie przestrzały.
Filip śpi jak zabity, całą drogę. Zmęczyło go trochę, ale i tak jestem pełen podziwu.
Dzięki Piotrek, że dałeś znać. Oby więcej wspólnych wyjazdów. Jednak, na kolejnych postaram się być w lepszej formie i tak nie zamulać ;)
Hoł!
Kącik kulinarny.
"Wietrzenie lodówki".
Co my tu znajdziemy ciekawego. Ooo, jeszcze jedna porcja rydzy!
Szybki pomysł, dorzucam czosnek, szpinak, nieco sera pleśniowego i dwa jajka, zrobione na sadzone.
Rydze ze szpinakiem zmieszanym z czosnkiem i serem podpiekam na maśle, na patelni.
I gotowe!
Smacznego i pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz