CYKLOKARPATY
Dukla
12.08.2018r.
W tamtych rejonach jeszcze nie jeździłem. Dziki Beskid Niski, a i błotko zapowiadało się niezłe, bo dzień wcześniej polało.
Jedziem, trzeba się zmierzyć z tym "mitycznym, dukielskim błotkiem".
Ekipa słaba, jedziemy tylko we dwójkę. Ja i Hiczkok.
Docieramy, jest jeszcze sporo miejsca.
Ale tą trawkę mogli trochę przy kosić :p
Na miejscu spotykamy paru znajomych, jak i nawiązujemy znajomość, Bogusławem z Poznania! Jechaliśmy za nim od Krynicy, wczasuje się tu i wziął rower aby zasmakować lokalnych maratonów.
Namawiamy go, aby wracał za nami, przez Słowację, bo w planach mamy jeszcze zamek Zborov.
Jedzie hobby, w razie "W" poczekamy na niego.
I jego rowerek.
Spec z XT + odblask i dzwonek :D Trochę śmiesznie, no ale liczy się zapał i chęci!
Doping! Doping!
Tego dnia w Krynicy było "Święto Miodu". Przy kościołach można było kupić pyszne miodki z lokalnych pasiek :)
Jedziemy do miasteczka zawodów.
Ooo, jeszcze nie wystartowali a już przedsmak tego co nas czeka na trasie :p
Śliskie, lepiące się błotko.
Moja maszyna.
Maciek dokupuje żelki.
A ja sobie coś tam focę.
Ooo pani fotograf...
witam, witam i o zdrowie pytam ;)
Myślałem, że to ja będę jednym z większych brodaczy którzy startują.
Jednak ten jegomość mnie zdyskwalifikował :(
Konkurs: Właściciel najcięższego roweru dostawał 100zł. Można było ważyć po zawodach, z błotkiem :D
Niezłe kowadła ludzie mieli, z tego co pamiętam, to najcięższy był coś ponad 16kg
Księdzowa brytfanka to nieco ponad 13kg. Dużo :p
Dobra, koniec tego zwiedzania. Startujemy.
Jest Maciuś! Jedzie dystans Mega.
Jestem i ja, gonię kobitkę z Dukli. Zaraz za rzeczka ją wyprzedzam i cisnę.
Jadę Hobby :p w dodatku skrócili trasy, ze względu na warunki/bezpieczeństwo startujących.
Trochę dupy dałem, bo niemal wszystko rozegrało się na początkowym asfalcie (3-4km). Tam trzeba było cisnąć na maxa, bo potem w lesie było strasznie wąsko i trudno było kogoś wyminąć :(
A ja jechałem zbyt zachowawczo, aby nie wypalić się przed terenem. Ot doganiałem kogoś, siedziałem mu chwilę na kole, aby odsapnąć i do następnej osoby hehe. Takim to sposobem udało mi się sporo wyprzedzić a nie wystrzelać się i wjeżdżając w las, na pierwszym błotnym podjeździe gdzie większość ogona prowadziła, cisnąłem za jakąś kobitką. Oboje krzycząc, aby puścili nas środkiem bo nijak bokiem nie szło jechać.
Sam może, nie jestem wybitnym kolarzem, ale w ogonie trafiają się różne ananasy. Przede mną jechał mały chłopaczek. Brzydale nie chcieli go puszczać. Szli jak cielęta :( W pewnym miejscu jakaś dziewczyna wykopyrtnęła się i nie mogła wstać i zrobiła korek! Mały się wkurwił, patrzę, a ten lasem na dzikca objeżdża (miał powera!), to ja za nim, i tak chyba z 5 osób wzięliśmy hehe.
Wszystko było by fajnie, ale to błoto, a'la glina. Przy oponie 2,25 mam bardzo mało miejsca między tylnymi widełkami i amorem. Mordęga, wsio się klei ale idę jak burza (taa ;) ). I nagle na podjeździe, zmieniam bieg na lżejszy, za chrupało i przerzutka dynda. No kurwa, no nie! Urwał się hak.
Ale miałem wkurwa!
Jeszcze większego, jak osoby, które robiły mi miejsca i je pod górkę mijałem, teraz na zjeździe przejeżdżały koło mnie. Ale ja nie dam rady! Zawinąłem przerzutkę o korbę i dawaj, biegnę do mety. Jeszcze "tylko" 7km. W życiu nawet 3 nie przebiegłem :p
Na ostrych odcinkach miałem przewagę, bo i tak większość pchała, a ja nie musiałem zeskakiwać i wskakiwać na rower hehe. Na tyle dobrze, mi to pchanie szło, iż przeganiałem pod górkę jakiegoś grubaska ;) on mi uciekał w dół (jak dało się jechać - co nie zawsze było oczywiste!), a ja znów go doganiałem. Śmiałem się z nim, że na Festiwal Biegów chyba się zapiszę, zasugerował, że te warunki bardziej odpowiadają Runmageddon_owi buahaha.
No ale potem to już było na tyle w dół i mniej błota, że co chwila ktoś mnie mijał :(
Jednak na mecie zostałem nagrodzony gromkimi brawami. Wbiegłem z rowerem w takim stanie!
Błoto nie miało jak się wy telepać podczas zjazdów i pchałem machinę której tylne koło stawiało mega opór.
A mimo wszystko nie byłem ostatni! Za mną były jeszcze 23 osoby :p
Ło kurwens, to jest przyszłosć MTB, najnowszy model obręczy, stożek 50mm hehe.
Powiem tak, lubię błotko i to nie pierwszyzna dla mnie, ale to co tam zastałem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania :D
Najgorsze było to, ze jakby było świeżutkie, zaraz po deszczu, to by było lepiej, a tak to było już nieco podsuszone i dlatego strasznie się kleiło. Może by tak boki opon smalcem smarować? Hehehe.
Rower Hiczkoka, jakoś mało błotny, w porównaniu do mojego ;)
Lecim na bufet.
Goście chyba z Giga. Sam też wpieprzałem pomarańcze jak małpa kit. Dobre były, chyba z 10 albo i więcej tych ćwiartek zjadłem :p
Bierzemy jeszcze ciepłe danie, mało trochę, zjadamy i wracamy do samochodu. Poznanego przed startem, poznaniaka nigdzie nie ma. Nie możemy go znaleźć. Może poszedł gdzieś dalej myć rower, bo z tego co na wyniki patrzę, to przyjechał parę miejsce przede mną.
Pakujemy mandżur i ruszamy.
Oczywiście musimy odwiedzić browar rzemieślnyczy, Browar Dukla.
Łot tam w bramę za Janosikiem cza wlyźć ;)
Jakiś porządny szyld by się im przydał. Tak to jakoś wygląda dziwnie, jakby PTTK patronowało alkoturystom ;)
W środku całkiem przyjemnie :)
Księdzu, sio, to nie wino mszalne! Zresztą jesteś moim szoferem, oddawaj!
Kupiłem sobie jeszcze koszulkę. Zajebiste majato logo, takiego "zmęczonego" rysia :D
Piwka pyszne, naprawdę polecam. A grafika na butelkach świetna!
Zaopatrzeni w zacne trunki, kierujemy się w stronę Słowacji.
Ahh, piękny Beskid Niski!
Gdzieśmy trafili !?
Ha! Jest i parking.
Łee 2km, Maciuś rzuca:
- Może rowerami podjedziemy.
* Taa, do dupy sobie pojadę :p
Cóż, drałujemy z buta.
Jest i zamczysko!
Hehe, aż mi się przypomniało wnoszenie worka cebuli na Chatę pod Rysami.
Mała galeryjka z fotkami i historią panującego tam włodarza.
Cosik się rozpękła ta wieża :p
Osz jak ładnie, romantycznie, brakuje kocyka, butelki wina i dziołchy. No dobra, mogą być dwie butelki zamiast dziołchy hehe ;)
Wejście na górny zamek, przez takie okienko.
Drogowskazy, gdzie trzeba "piesok" zostawić.
Finisz.
I najwyższe "pięterko".
Tam za górami, za lasami mieszkają Piżmoki :D
I jeszcze panoramka z tego skalnego cypelka.
Pić, pić! Po drodze zahaczamy o Tesco. Promocja była na Kofole - 2L za 0,69E :D
Maciek bierze na spróbowanie smakową z melonem(?), kurcze, dobra!
I ląduje w jamie.
Fajnie było, choć straty w sprzęcie są. Hak zapasowy mam, nie wiem jeszcze w jakim stanie wózek przerzutki. Jestem zadowolony z siebie, że dałem rady i ostatni nie byłem :D
Na pocieszenie mam fajną koszulkę i sporo wspomnień!
Hoł!
Szacunek za walkę do samego, a zwłaszcza za końcowy bieg :D
OdpowiedzUsuńNie było opcji zerwania warstwy 'ochronnej' glin z tylnej obręczy po przejściu przez las (tam gdzie był korek po wywrotce)?
Poza tym super zdjęcia, jak zawsze!
(przywędrowałem tutaj z fraza, tak jakby co ;) )
Błoto w sumie było niemal cały czas, no może jakieś ~2km przed metą się skończyło, ale to nawet nie myślałem, żeby się zatrzymywać i walczyć z tym. Wyskrobywałem tylko z okolic amora, żeby lag nie porysowało. Po korku z wywrotką było jeszcze dużooo błotka :D
UsuńPozdrawiam frazowicza :)
Super relacja z szybkiego wyścigu,PIKUJTEAM ...
OdpowiedzUsuń...a kącik kulinarny gdzie?;-)
OdpowiedzUsuń