Minčol - 1157m n.p.m.
Wschód Słońca
12.10.2017
Środa, siedzę w chałupie. Jak to mawiają, "środa minie, tydzień zginie" :D Więc źle nie jest. Nastawiam się już na wolny weekend i prawdopodobne bacowanie ze znajomymi na Parchowatce. Wtem telefon. Ksiądz dzwoni! Czegoż ten drobny pijaczek chce, czyżby wyciągnąć mnie na deptak na browarka?
Obwieszcza, że szykuje się focenie wschodu słońca na Mincolu. Wyjazd o... 3! No kurza twarz, o 3?! Jechać, nie jechać, następny dzień do "arbeitu", może nie zasnę na drabinie :p Jadę.
Dojeżdżamy nieśmiertelnym "peżotem" mackowym, najdalej w dolinkę (przez Circ) jak się da.
Sprawdzamy wyposażenie, sprzęt fot i nie tylko.
Cinek, niczym Brudny Harry, wyciąga giwerę. Będzie na miśki! Eee, co jak co, to Brudny Harry to miał większą pukawkę, 9mm i to nie taka na ślepaki. Pizdusie :p
Przodem wypuszczamy psa tropiącego i zwiadowcę z plemienia "Wielkich stóp".
Taś taś... do l... miśka kurwa, do miśka?
Niestety nic nie wytropili. Będziemy głodni siedzieć na tej górze :(
Cinek po drodze trochę sapie, dobrze, że nie za dużo, bo by go jeszcze wielka stopa pomyliła z niedziwieniem i odstrzeliła :D
Docieramy.
Hiczkok namiętnie kartkuje zeszyt pamiątkowy.
Znalazł nawet piękne "kokockie" arcydzieło.
Siedzim jak te głupie uje na tej górze ( a kokotów się śmieją ;) ) i gdzie ten wschód? Coś my za wcześnie przyjechali.
Będzie wschód, będzie?
Jest, cosik się pojawia. Fajowe chmury.
Cinek pożycza mi, a w sumie potem daje w prezencie, jego stary (nieco zdezelowany) statyw. Dzięki, przyda się, a tu przydawał się szczególnie.
Focimy namiętnie. Hiczkok nieco znudzony odchodzi patrzeć w drugą stronę.
Raptem przybiega księdzowy synek., pacza i...
Wooo ale zajebiście!
Faktycznie jest coraz ciekawiej. Chmury przecudnie wlały się w dolinki na wprost pod nami, a słońce gra coraz ciekawszy spektakl.
Cinkowy polazł nieco dalej, kurwiąc raz po raz, bo grząsko, statyw lata i zdjęcia rozmazuje.
Wkurwił się chyba na dobre i polazł w stronę krzyża.
My z Mackiem i Cooliem idziemy w przeciwną, bo nad Tatrami robi się interesująco czerwono.
Pędzim dalej, co by minąć większość drzew.
Fajne miejsce. W dole mgły, a szczyty na różowo. Bajka!
Pane, Tatry się palą!
A i Hiczkok dorwał potem statyw i próbuje sił ze swoją małpą pstrykajką :)
Na szczycie Mincola, wyremontowali obelisk. Jednak teraz wygląda jak ulepiony z plasteliny. Jeszcze ten paskudny herb, zrobiony jakby przez kokota z dwiema lewymi rękami :p
Dobra, mniejsza. Idziemy dołączyć do Cinka.
Strzelam jeszcze panoramkę z naszymi cieniami.
Koło krzyża, fany gadżet.
Pozaznaczane kierunki z dystansem w lini prostej do danego szczytu.
Ha! Jest i Jaworzyna Krynicka - 21km :)
Tam dom, iść!
Odrobinkę spóźniam się do pracy. Ale zdążam na "odprawę", więc spoko wodza.
Wyjazd fajny, parę fotek może być, choć warunki z samego wczesnego wschodu takie se, a i moje obeznanie ze statywem żadne :p
Mimo wszystko, nie żałuję i dzięki za cynka o wyjeździe.
P.s.
W pracy nawet nie usnąłem. Twardym cza być ;)
W pracy nawet nie usnąłem. Twardym cza być ;)
Obejrzane i przeczytane. Dobra robota. Wszak kto rano wstaje ten dołki kopie - wiadomo :)
OdpowiedzUsuń