Kiczora 1282m -> Jaworzyna Kamienicka 1288m ->
Gorc 1228m n.p.m.
04-05.03.2017
Zapowiadał się ładny weekend. Jednak ogólne warunki w niższych górach, takie nijakie. Ni to zima, ni to wiosna. Po głowie chodziły Tatry, ale zanim bym dojechał, a już w poniedziałek miało być brzydko. Padło na Gorce. Skazany na komunikację autobusową, wylądowałem w Łopusznej o 10:40. Niestety nie dało się wcześniej.
Ruszam szlakiem niebieskim. Tu pierwszy "zonk". Na mapie widać iż szlak prowadzi główną drogą przez wieś. A znaki we wiosce potrafią zmylić. Polazłem za oznaczeniem i wyprowadziło mnie w bok (na wschód), dosłownie w pole :p Już mi się nie chciało wracać, to postanowiłem podzikcować. Zresztą chodzenie asfaltem w moich buciorskach nie należy do najprzyjemniejszych, wolałem już "pokrzaczorować".
Tak to sobie polazłem przez Małą Górę i Cyrlę i potem zszedłem do asfaltu aby trafić na odbicie szlaku czarnego.
Pierwsze chatki na czarnym szlaku, w jednej można się przekimać.
Następnie wpadam na czerwony prowadzący na Kiczorę.
Widok na Turbacz ze schroniskiem.
Po drodze
Z Kiczory na Jaworzynę Kamienicką na której stoi kapliczka.
I dalej zielonym w kierunku Gorca.
Na Przysłopie Górnym, zaciekawiła mnie nowo budowana bacówka. Jako, iż powoli robiło się późno, a i miejsce spodobało mi się widokowo, postanowiłem tu przekimać.
Bacówka okazałą się otwarta. Wprawdzie podłoga to nierówna, przekopana ziemia, ale dało rady.
Z desek zrobiłem podkład pod namiot. tak, rozbiłem namiot w środku. Miałem letni śpiwór (który w sumie używam jako trzysezonowy) w dodatku wiało Halnym i nawet w chatce, przez dziury przy ziemi nieźle ciągnęło.
Nadchodzi zachód.
Widok na Przysłop (po lewej) i Lubań (w oddali).
Czas zjeść kolację. Cóż za rarytasy mamy, niezastąpioną zupkę chińską :D i parówki "Sokoliki" :)
Przed 19 ląduję już w śpiworze.
Zaczyna się gehenna. Ja rozumie, że Halny, że bacówka na odsłoniętej polanie, ale to co duło w nocy, to masakra. Myślałem, iż zaraz porwie dach i wywieje mnie wraz z namiotem w pizdu :p
Nie powiem, trochę stracha miałem. Mało spałem, ale jak to mawiają "co nas nie zabije, to nas wzmocni" :D
Natomiast poranne widoki, wynagrodziły nocne trudy.
Zbudziłem się (już tak na dobre) gdzieś o 5:40. Pierwszy widok, jak słońce jeszcze leniwie wychodzi zza chmurek ~5:50.
I to na co czekałem. Tatry w pierwszych promieniach słońca ~6:10
I owa bacóweczka w promieniach wschodzącego słońca.
Szybkie śniadanie i trzeba wykonać dalszy plan. Wyjście na Gorca i zejście niebieskim na Rzeki. Trochę mi na czasie zależało, bo stamtąd odebrać mnie miała siostra, w kolejnym punktem wycieczki miały być baseny w Białce :D A trzeba było kupić bilety przed 14, co by załapać się na popołudniową promocję za 49zł.
Pozostawiam chatkę za sobą i ku kolejnemu szczytowi
Przed Przysłopem ludzie głupio wydeptali na polanę. Jak baran polazłem za śladem i zacząłem iść za śladami (mijając odbicie szlaku). Kapnąłem się, że coś jest nie tak, dopiero jak zacząłem schodzić w dół. Przeta nie miało być w dół, a tym bardziej nie tak, na południe, tylko za grzbietem na wschód. Hmm... no to nazad. Ehh, ale przynajmniej z tej polanki zrobiłem jedno z ładniejszych zdjęć tego wyjścia. Więc nie ma co tak narzekać ;)
Przysłopa przekrzaczorowałem na przestrzał w śniegu po kolana i wpadłem na zielony.
Dobra, jest i wieża widokowa na Gorcu.
A panoramka z góry, noo niczego sobie.
Sporo widać, mimo średniej pogody/przejrzystości tego dnia.
Dla dociekliwych opisy szczytów w tą stronę (na wschodnią nie robiłem bo było be :p ).
Dobra, pędzim dalej.
Widok na Gorc Kamienicki z polany.
I sam szczyt.
Przy asfalcie jestem 10:30.
Ewakuacja do Łącka. Tam szybki posiłek, prysznic i jedziemy na Terma Bania.
Fajne miejsce, całkiem zacne, rzekłbym. Mało siary, nawet w tych wannach siarkowych, woda może nie tak ciepłą jak we Vrbovie, ale samo miejsce, świetnie urządzone. A i siedzieć w basenie na zewnątrz, z pięknym widokiem na Tatry, miodzio. I w środku są trzy zjeżdżalnie wodne, a i barek całkiem nieźle wyposażony :D
Zdjęcie poglądowe
Po powrocie, do Łącka, trza było coś ze szwagrem zdegustować. Królem wieczoru został... PIWOJAD :D
Urzekła nas nazwa tego zacnego piwka. Jest to: "Myrtus to witbier (13 P) z dodatkiem liści mirtu cytrynowego (Backhousia
citriodora) - pochodzącej z północno-wschodniej Australii rośliny,
charakteryzującej się bardzo intensywnym, cytrynowym zapachem i smakiem."
Nie powiem, bardzo ciekawe połączenie i przypadło nam do gustu.
Kącik kulinarny:
Tym razem spaghetti słodko-ostre.
Składniki:
Co by tu należało dodać. Polecę makaron Lubelli pełnoziarnisty. Naprawdę smaczny, pożywny, wyrazisty. A nie jak jakieś mączne kluchy ;)
Gotowego sosu dałem tylko odrobinę, reszta to pomidory bez skórki i inne składniki. Dla zrównoważenia słodkiej kukurydzy i słodkich, suszonych pomidorów z żurawiną , dodałem papryczki chili wyłowione z korniszonów oraz trochę "Chili pieprz cayenne".
Niam niam.
Smacznego i pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz