niedziela, 2 października 2016




Ławka Trzech Króli
+
Góry Lewockie
Ihla 1282m i Cierna hora 1289m n.p.m
01/02.10.2016

Wolny weekend, ładny weekend. W planach miałem wyjazd w Góry Lewockie z namiotem. Wszystko fajnie, ale zorientowałem się rano, podczas pakowania, iż szpilki od namiotu pożyczyłem znajomym. Hmm, szybki telefon i wpadam do nich by odzyskać co moje ;)
I tak gadka szmatka, biedaczki zapracowane, cieszą się, żę ich odwiedziłem i dotrzymują towarzystwa. Cobym za szybko nie uciekł, Sandra proponuje..."herbatkę". Po czwartej, to już wiedziałem, że nigdzie nie pojadę :p Co by całkiem dupska nie zakisić w sobotę, z Hiczkokiem jedziemy na Kralovą Studnie, zwaną też od tamtego roku "Ławką trzech Króli"

Coolio pozuje.

A oto i owa ławka, wystrugana w tamtym roku. Ponoć na tym wypizdołku spotkało się trzech króli w 1471r.



Turbo kiełbasa, Maciek to chyba lubi taką zwęgloną ;)

Szybko robi się ciemno. Wcinamy kiełbę, popijamy piwkiem, tzn bidny Maciejo złopie "nealkoholické pivo" :p

W domu u Maćka, snujemy plan na kolejny dzień. Omawiamy trasę w lewockich :)

W niedzielę udaje się nam w końcu zebrać o 11 i wyruszamy. Jedzie Hiczkok, Zboro i ja. Przez Starą Lubovlę na Novą i parkujemy przy rondzie.

Stamtąd na Jakubany.
Pierwsze widoczki.

Pierwszy przystanek przy najstarszym, zrekonstruowanym piecu hutniczym na Słowacji. Eksploatowanym w latach 1760 - 1870. Nie, w tych górach nie było rudy, jak wyczytałem, eksportowali tu rudę i wytapiali, ponieważ na miejscu było dużo węgla drzewnego.

Zaraz obok jest wiata i palenisko.

Niezła dzicz była. Trochę się napracowali.



Więcej zdjęć z prac rekonstrukcyjnych można zobaczyć tutaj:
http://www.jakubany.sk/clanok/obnova-drevouholnej-pece-v-jakubanoch/

Jedziem dalej . Docieramy na Tocna (Maly Vaclakvak).

To miejsce, jak wynika z mapy, ma przecinać głowny szlak (czerwony) prowadzący z północy (od Starej Lubovli) na południe (do Levoczy). Jednak ni słychu ni widu. Zero oznaczeń!
Maciek kontempluje nad dalszą drogą.

Ech... orientuje mapę na północ bo by tak mędrkował do jutra ;) i... pi razy drzwi wybieramy drogę która najbardziej odpowiada pokryciu z mapy. Ba, nawet za jakiś czas widzimy oznaczenie czerwonego szlaku, ale jakieś takieś wyblakłe, hmm.

Tu na ten przykład, już nieco zarośnięta droga. A oznaczenie szlaku ledwo widoczne na tym jaśniejszym kikucie drzewa po prawej. Coś chyba niezbyt, tak ten "główny szlak", ale jedziemy dalej.


Asz ty głupi głupku!

Zaczyna się ciekawie :D
Jeden pcha, drugi niesie.

Za to widoczki po drodze, rekompensują ten trud.


Hmm, gdzieś tam, na tą grań musimy "wyjechać".
Tu, owy czerwony szlak zanika całkowicie :(

Obieramy drogę, która wydaje się nam, najbardziej odpowiadająca temu co sugeruje mapa.
Jednak dość szybko przeradza się w straszne chaszcze. Maciek ciśnie, my pchamy za nim, potem trawa robi się tak wysoka, że zakrywa nawet Hiczkoka buahah.

Docieramy do jakiejś bardziej cywilizowanej dróżki i postanawiamy przekraczorować na przełaj do grani. Zbyt dobry pomysł to nie był. Nieźle dało w kość.

Ja próbuję pchać, co w tym terenie jest mocno uciążliwe. W końcu też biorę na ramie i niosę zdychając. Zboro, będą c pierwszy raz w lewockich, kurwi na głos i pyta:
"Czy myśmy tu przyjechali jeździć na rowerach czy na wspinaczkę" hehe.
Docieramy do kolejnej drogi. Widoczek całkiem, całkiem.

Jedziemy tą drogą. Mimo, iż tracimy wysokość, to nikt już nie myśli o krzaczorowaniu, ot postanawiamy najbliższym odbiciem w prawo próbować wydostać się na samą grań.
Jest, udało się. Widać nawet "jakiś" szczyt.

Tak do końca to nie wiemy gdzie jesteśmy :p
Mimo wszystko owy szczyt jest tak blisko, że podjeżdżamy na niego.
Jest i punkt geodezyjny.

Po krótkiej analizie, dochodzę do wniosku, iż musi być to Ihla 1282m n.p.m.

Zawracamy i granią jedziemy w kierunku Ciernej hory. 

Jest, jest! Najwyższy szczyt zdobyty. Potwierdzenie, to znak i skrzynka z zeszytem pamiątkowym. Jeszcze rok temu nie było tych frykasów ;)


Kumple studiują pamiątkowy zeszyt i dokonują wpisu.

Tu już znam teren, zjeżdzamy na polanę na Baniski i potem wzdłuż kolavkowskiego potoku na Kolackov. Wyjeżdżamy idealnie na rondzie, gdzie zaparkowaliśmy samochód.
Zajazd u Franka odpuszczamy, bo jest tłoczno. Udajemy się do Lidla. Zboro kupuje "gumisie" i zajadamy się nimi w drodze powrotnej.

Ja biorę mój przyskak, oliwki i serek w oleju. Dwa słoiczki :D Będzie do kącika kulinarnego.




Kącik kulinarny.

"Robale morskie" z kaszą gryczaną, oliwkami z serem w zalewie.

Tutaj nie używam oliwy z oliwek, tylko smażę na tej oliwie z słoiczka.

Pyszności!

A do tego, niespodzianka. Pojawiły się w Intermarche czeskie piwa "Cerna Hora". Co za zbieg okoliczności. Trzeba było zakupić na deser ;)

Pozdrawiam i polecam wszystkim Góry Lewockie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz