wtorek, 21 stycznia 2025

 


Okoliczne "dzikcowanie".

01.12.2024r.



Naszło mnie, na sprawdzenie leśnych dróg i nie tylko, od mniej oczywistych i uczęszczanych okolic Krynicy.

No nie zawsze są chęci i możliwości (remont buraczkowoza 😛) na dalekie eskapady.


Podjeżdżam więc busikiem do Roztoki.

I wio halami i lasami, do Krynicy.

Trasa


Jakaś bardziej jesień tu, niż zima 😐

Jedna z licznych dróg z Roztoki na "grań".


Duch traw!👻

Gra światła i cieni, na leśnej drodze.

Jest i jakiś widoczek.
Na zacienionej polance, coś tak śniegu jest. Jak kot napłakał 😜

Ot takie karłowate drzewko, podpasowało mi.
Głodny już nieco jestem, a tu, jest słonko, trochę prostego terenu.
Miejsce na ognicho, niczego sobie. Więc rozkładam majdan.

Ktoś pomyśli sobie, że taki doświadczony włóczykij, a wśród traw rozpala ognisko!
Ale jest tak mokro i wilgotno, że to mini ognisko, nie stanowiło żadnego zagrożenia.

Pojedzony. Zagaszam pozostałości śniegiem i ryję krasnoludzkim obuwiem, aby po mojej obecności, pozostało jak najmniej śladu.

Ruszam dalej.
Człapię cały czas drogą leśną. W sumie, to na rower fajny teren. Myślałem, że będzie bardziej "dziko" 😉

"Micro las".

Złapane między drzewami.
Zachodzące słońce, oświetla gałąź z liśćmi w ciemnym lesie.

I zabezpieczony, mrówczy kopec.

A dalej... no niezły basior musiał tu grasować, skoro ślad, prawie tak szeroki jak moje krasnoludzkie buty!

Podgrzybek w górach w grudniu?!😳
I to zdrowy, żaden zdechlak spleśniały. Świata się kończy!

Koniec "dzikcowania". Wpadam na niebieski szlak, gdzieś za Przysłopem.
A potem niebieskim+żółtym, nad Słotwiny.

Złota godzina.

Zachodzące za Jaworzyną słońce, oświetla krzesełka kolejki. Wygląda to niczym świąteczne światełka.

Schodzę poniżej wieży na Słotwiny arena i pstrykam.
Widać wieżę na Malniku 

Rach ciach, zejście starym wyciągiem, pod "gondolę".
Nieźle rozryli tą górę i sporo tych apartamentów będzie 😬
No cóż, drugie Zakopane nam się tu robi 😭

A tam, spotykam Jurka!
I... co za krzywa jazda. Nie wolno w butach narciarskich, w busach/autobusie gmiannych, obklejonych reklamami Jaworzyny Krynickiej 😆 Była gruba inba. Kierowca nie pojechał, do póki Jurek nie wysiadł. Normalnie, w głowie się to nie mieści. U nas, wszystko musi byś pojebane!
No ale przynajmniej, nasz prawie, że najlepszy przyjaciel Maciuś aka ksiądz 😉 zrobił akcję ratunkową, a my potem, wylądowaliśmy u Jerzego, na małym "co nieco". Jak za dawnych laty! 😊



Okoliczne "dzikcowanie" cz2.

15.01.2024r.


Odezwał się do mnie, kumpel indianiec. No Darek ten no, z Zalasowej. Nie mogę go już nazywać "wodzem", bo strasznie go to wkurzało. To musi zostać "kumplem indiańcem" 😛 (pewnie też szczęśliwy dalej nie jest 😆).


Chce gdzieś iść. Czasem wymyślę coś ciekawszego, czasem mniej 😜 Czasem pozaszlakowo, czasem w dzicz totalną. Ale, On, nigdy nie buntuje się. Pójdzie zawsze, w najgorsze chaszcze i zbyry, jakie sobie wymyślę 😁 Fakt, nie będzie biegał, skakał i robił szpagatów (no ja też raczej nie 😂), ale z uporem... osła, pójdzie!


No to kto by mógł mi towarzyszyć, w kolejnym wyjściu w okolicę, od nie oczywistych stron.

Plan zakładał wyjście z Nowej Wsi.

Jako, iż buraczkowóz został przywrócony do życia, to nim pojechaliśmy do Nowej Wsi, a pod Jawo, został samochód Darka. Aby, po męczącej trasie, nie musieć dreptać z buta asfaltem.

Trasa


Na dzień dobry, przekraczanie rzeczki 😛


Później leziemy trochę drogami, trochę "na azymut". Ale wcześniej, musieliśmy się wydostać, z osiatkowanego pola, otoczonego drzewami.

Idziemy, idziemy!

Tee, nie w tą stronę, do góry!
Aaa, gołąbeczki musiały sobie pogadać 🙊

Jedno z tych, nie oczywistych miejsc.

Lizawka.

Wyczaiłem, że gdzieś tam w lesie, niemal po drodze, jest taka chatka.
Odnowili ją i postawili grilla! 😃

Skorzystamy 😁

Sprzęt biwakowo-ogniskowy, jest!

Niam niam.
Polecam, chyba nie pierwszy już raz, kiełbasę śląską od Kmaka.
Kamrat, podziela moje zdanie.

Brzuszki pełne, coś ciepłego wpadło, morale wzrosło. Idziemy dalej.

W końcu jakaś zima.


Zapanował mrok.
Odpalamy czołówki. Męczy to chodzenie po "koleinach". Darek nieco załamuje się, na wiadomość, iż kolejka chodzi tylko do 16! (byłem przekonany, że ma być dłużej w tym sezonie). Nie zdążymy. Jest w szoku, że taki ośrodek narciarski i tylko do 16. No cóż, PKL, państwowa spółka i wszystko jasne 😛
Morale siadło 😉

Docieramy na Jawo.
Posilamy się w Kolibie (polecam pyszną kwaśnicę!). Dzięki wielkie Łukaszu, za gościnę, mimo, że wiele czasu nie miałeś.

Indianiec, to wyobrażał sobie, zejście z Jawo, jako długotrwałą i żmudną drogę. No ale, boczkiem, boczkiem, nartostradą, nie jest tak źle. Chyba sam był w szoku, że można, tak szybko. 
Schodząc, macham "ratrakowcom". Jeden, to nawet pozdrowił klaksonem. Chyba mnie jeszcze pamiętają. Trudno by nie 😜

I ujęcie z parkingu.

Tipi nie mam, ale zimny pokój, w którym mój kompan, czuje się nad wyraz dobrze.
Zostaje na noc. A rano, jedziemy odzyskać "buraczka".

Oj dobre to było "dzikcowanie". Bez spektakularnych widoków, ale... udane.

Pozdrawiam cię, mój wierny druchu, wodzu wioski indiańskiej! 😁



Kącik kulinarny


Herbata zimowa.

Ponoć, robię dobrą herbatę zimową do termosu.

Czy zdradzę sekret? 😉 Sekretu wielkiego nie ma. 

Składniki:


Ważnym składnikiem jest... HERBATA. Nie używajcie jakiejś Sagi, Minutki, Liptona, czy jakiś innych chujostw 😛 Co z tego, że dorzucamy przypraw, miodu, soku malinowego. Sam wywar, "czaj", ma duże znaczenie. Parzę z trzech torebek.

Jak ktoś ma patent, jak wygodnie zaparzyć herbatę liściastą w termosie (jakieś parzydełko, co wejdzie przez otwór termosu i będzie dało się go przymknąć), to niech da znać. Bo ta herbata, z dodatkiem kardamonu, jest mega!


Skupmy się na składnikach. Nie musimy tu dbać o aspekt wizualny. Więc, pomarańcza nadziana goździkami, nie ma sensu. Wrzucamy goździki i pomarańczę, osobno.

Pomarańczę, polecam kroić w grube plastry. Cienkie, po paru godzinach, za bardzo się "rozmemłają".

Cynamoń cejloński - w całości.

Imbir - świeży, nie mielony. Kto ile lubi.

Miód - coś słodziutkiego - ja tam lubię rzepakowy, bo daje dużo energii. Tak, wiem, mód do wrzątku, zbrodnia 😉 ale ważne są tu walory smakowe.

Sok malinowy - bardzo istotny składnik! Uważajcie np na Herbapol i temu podobne. To woda z cukrem/syropem glukozowo-fruktozowym i niewielką zawartością soku z malin. A dobry soczek malinowy, robi robotę.

Kupujcie na lokalnych ryneczkach wyciskany, domowy (tak, też z cukrem, sama malina 100% jest dość kwaśna!), lub, coś sklepowego, co ma przynajmniej 50% soku NFC (takie też nie wszystkie są smaczne 😒 ). Ten z biedrona, w małej buteleczce, jak już nie ma co innego kupić, lepszego, nie jest zły.


Smacznego i pozdrawiam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz