Bachureń - przedłużenie Rudaw Słowackich.
07-08.09.2022r.
Końcówkę urlopu, postanowiłem wykorzystać na to, co włóczykije lubią najbardziej. Czyli włóczenie się z namiotem, z "dzikich górach". Padło oczywiście na Słowację.
Postanowiłem poszwędać się na zachód od Sabinova. Zahaczając o obszar, który liznąłem wraz z Kamą, będąc w jaskini Zla diera.
Zajeżdżam do Sabinova i parkuję przy mostku, gdzie jest wejście na szlak.
Podejście się zaczyna, a już grzybki 😊
Człapu, człapu. Można by rzec, iż nuda. Ot taki a'la Beskid Sądecki 😉
Widoczków mało, ale samo leśne dreptanie, napawa optymizmem, wycisza i...
jeb! Samochód w lesie 😆
Jakaś cygańska mafia grzybowa? 😉 Jak oni tu dojechali?!
Spozieram na łączki, nieco poza szlakiem.
I większe łączki, przy szlaku.
Pryy, výhľad!
Jest i pierwsze miejsce widokowe na szczycie Kohút 711 m.
Ooo ile opału. Można by chajcować całą noc 😋
Wiatka.
I widoczek.
Ahh ta Słowacja. A tym bardziej cieszy, bo wszystko co widać, to zwiedziłem 😎
Stoję, rozpoznając szczyty i miejsca gdzie byłem, przypominając sobie owe wypady. Ahhh.
Przegrycha. Suszone morele i śliwki + kubeczek gorącej herbaty.
Trzeba dalej, na dziś jakieś 28km, a dobrze było by zdążyć, zanim zacznie kapać. Coś tam delikatnie ma pokropić. Chwilowo, przelotnie.
Prywatne obozowisko (z chatką) z widokiem na Straże i górę zamkową Saris
Pierwsze źródełko po drodze. Woda jest. Mapy.cz świetnie się tu spisują, bo ludzie, wrzucają zdjęcia i po dacie można wywnioskować, czy owe źródełko jeszcze czynne i w taki oto sposób, można rozplanować wodopoje.
Tu tez spotykam jedynych ludzi na szlaku, jakiś leśników, rżnących drzewo.
Szersze widoczki 😀
I kolejna świetna miejscówka.
Fajowo tu, ale uparłem się, iż nocleg będzie na najwyższym szczycie owego wypadu.
Dalej... cywilizacja, a miało być dziko!
Nawet wychodek jest!
Religijne te słowaki 😛
I ujęcie na Levockie.
I zamek, na którym to nocowałem, przy wyprawie rowerowej w Cergov.
A i ta długa prosta, przy której zawsze pasą się konie 😍
Jednak, to jeszcze nie miejsce docelowe. Trzeba naginać dalej.
Już widać docelowy szczyt. Tak blisko, a tak daleko!
Maślaczki. Oj zebrał bym na kolację, ale nie miałem żadnej siatki 😕
Dobra, szukam źródełka, aby zatankować 2L butlę na obiad, kolację i ranek. Jestem już niedaleko docelowego szczytu Bachureň 1081 m.
Tu? Wyschło?
Nie, to stare palenisko. Trzeba przejść to powalone drzewo i nieco w dół.
Jest! Ale, nawet nie kapie!
Jest poniżej inna rurka. Coś tam sika.
Ciężko było, musiałem wyryć małą jamkę, podłożyć kamyczka i trochę poczekać.
Jestem uratowany!
Miało tylko po kropić! A ty się rozlało!
Na szczęście, było już blisko wiaty pod szczytem. Ufff.
Czekam aż przestanie. Trzeba drewna nazbierać, rozpalić ognicho i atak szczytowy, na zachód słońca.
Ciekawie, ciekawie po tym deszczu.
Rozbijam obozowisko.
Całkiem dobre te liofizy. Szkoda, że nie kupiłem więcej jak były w promce.
Pozostawiam obozowisko i idę na szczyt.
Tuż przed szczytem.
Ooo, fajowe skałeczki.
Wylazłbym tu, jakby kto miał mi zrobić zdjęcie od dołu.
See see se.
Jest i szczyt Bachureň 1081 m.
Ławeczki już nie ma 😒
Zoomik na mgiełki.
Słońce coraz niżej i niżej.
Zaczyna się spektakl! 😍
Wracam do obozowiska.
Łysy spoziera zza drzew.
Siedzę jeszcze trochę przy ogniu i pakuję się do śpiworka.
Było dość ciepło, a obawiałem się niskiej temperatury. W letniej puchówce i kurtałce puchowej, nawet trochę za ciepło.
A w nocy... zaczyna się rykowisko. Ahh to ryczenie, niosące się po górach. Polecam każdemu, przeżyć choć raz rykowisko w samotności w górach.
Na szczęście, nie ryczały mega intensywnie, więc spać się dało.
Nad ranem... niespodzianka.
Łatanie namiotu taśmą na gorąco, puściło. Dobrze, że nie lało w nocy!
Trzeba kupić inną taśmę i podjąć kolejną próbę reanimacji.
Śniadańko. Jest jajkownica 😁
Wschodzące słońce, przebija się przez drzewa.
Niestety, jest to słaby punkt, na obserwacje wschodów.
Pakuję mandżur i w drogę. Dziś przede mną jakieś 30km.
Trzeba by zatankować.
Mijam to miejsce w pośpiechu, ale wracam się.
Tankowanie...
Taka długa drewniana rynna.
A zobaczę co w źródle.
A tam w róże, zgięty w pół siedzi "wonsz"!
Myślę sobie. Jak zdechnięty, to z wody nici. Wyłowiłem go patykiem. Zamrygał mi łocyma, ale widać, że skurczybyka przymroziło w nocy w tej wodzie, bo ospały strasznie. No ale żyw. Może nie narobił wprost do rurki 😆
Mimo wszystko, staram się, nie pić tej "wężowej wody".
Za jakiś czas, ma być kolejne źródełko.
Łot takie połoniny, tylko wykoszone hehe.
I znów na szczycie Bučie 1006 m.
Dalej...
Ale marnotrawstwo wysokości. Tam z góry, w tą dolinę i znów w górę 😩
Cosik będzie tu robione Mindžová 920 m.
I docieram do mekki włóczykijów.
Jest tu świetne grilowisko.
Sporo drewna i siekiera.
Zapas wody, piec!
W domku, który jest otwarty(!), kolejny piec.
A na pięterku, sporo miejsca (na parę osób). Super!
Owa miejscówka, z nieco z niższa z dróżki do źródła.
A cóż to za akwedukty?!
To prysznic polowy. Wlewam ową "wężową wodę" i biegnę przemyć łepetynę i twarz 😁
Jest tam z boku, zaworek, do tego akweduktu, ale owe pokrętło od zaworka, schowane.
Tu tankuję u wylotu rury na górze.
Właściwe źródło/ujęcie, zabudowane, więc raczej nic tam nie pływa 😉
Chwila przerwy na jedzonko.
I zbliżenie na odległe mgły.
"Korzonkowy Jezus".
Jeszcze sporo drogi przede mną. Czas się zbierać.
Kolejne ciekawe miejsce, ale już mniej gościnne, bo wszystko pozamykane/
Do wody też dalej i... zwierzaki zrobiły swoje 😛
Skałki tuż przed wsią Uzovské Pekľany.
Sklep, dajcie mi sklep. Piwa chcę!
Jest i on. Zakupuję lokalny specyfik w cenie 70eurocentów. Pani pyta, czy na miejscu. NO na miejscu a co, na wynos zapakuje?
Siadam z boku, na pozostałości dawnych stolików.
Suszę stopy i zmieniam skarpety.
Podściółki bez ceraty, dość szybko puściły.
Pstrykam jeszcze fotę, temu przybytkowi poprzedniej epoki.
Wtem, zagaduje mnie tubylec i pyta:
Co tu takiego do fotografowania.
Odpowiadam mu, że stary sklep. A on na to: Aaa komunistycki! 😆
Pośmialiśmy się, ale podkreśliłem, że może i komunistycki, ale piwo jest, to jest dobrze 😉
Bramy wjazdowe, nie muszą być smutne.
I znów pnę się w górę.
Pozostałości dawnej cywilizacji 😉
Ha! Są ci z mafii grzybowej 😜
Przechodzę przez kolejną wioskę, no to już takie prawie miasteczko 😉
Uzovský Šalgov.
Jeszcze trochę asfaltu, ze stałymi elementami krajobrazu, czyli Straże i Šarišský vrch z zamkiem.
Odbijam łąkami i do Sabinova.
Już mi się ciężko idzie. Stary się robię, niedołężny.
Czy chce mi się jeszcze iść na wieżę widokową nad Sabinovem?
No nie bardzo, ale to tak blisko, pójdę!
Wychodzę a tam czają się z jakimiś kamerami!
Podchodzę, a koleś podbiega do mnie z mikrofonem i pyta. Czy dużo chodzę.
Odpowiadam, że z Polski jestem.
Aaa Polski turysta. A czy ja wiem, że tu Krížová cesta i są krzyże.
Odpowiadam, zę wiem, bo na mapie widziałem.
A ten mi, no, że była, bo jacyś wandale, połamali krzyże. I co ja na to.
Ja mu na to, że to niedobrze, wandalizm, jeszcze obiekty religijne (jaka by to religia nie była). I, że powinni ich złapać i do kopalni, najlepiej uranu!
Aż się uśmiał, pan reporter.
Tak to zostałem gwiazdą lokalnej TV, o ile to wyemitowali 😛
To jeszcze widoczek z wieży i wracam, naładowany pozytywna energią po tym spotkaniu. I do samochodu.
Piękny to był wypad. Dlatego też, tak dużo fotek.
Oby jak najwięcej, tak treściwych wyjść!
Kącik kulinarny
Rydze smażone na maśle z ziemniaczkami i szczypiorem.
Składniki:
- Rydze
- Ziemniaczki
- Szczypior
- Masło, sól.
Ziemniaki nastawiamy wcześniej i gotujemy.
Nóżki odkrawamy i tniemy w talarki. będą z masełkiem, jako omasta do polania na ziemniaki.
Kapelusze, wraz z nóżkami podsmażamy na maśle. Żadne oleje, smalce, oliwy, masło!
Na ugotowane ziemniaczki, wylewamy masło ze smażenia rydzy wraz z nóżkami. Kapelusze kładziemy obok i posypujemy szczypiorem.
Tyle, a niebo w gębie!
Smacznego i pozdrawiam!