"Rowerowy" wypad w Tatry.
17-19.08.2018r.
Pomysł rodził się od dłuższego czasu. A inicjatorem był Zdzichu :D
Część ekipy już siedzi na miejscu. Zdzisek z żoną dojechali dość późno do Krynicy. Koło 19:40.
Plan wstępny był, aby przepakować się do "mojego" Berlingo, ale, że nie wiem ile ten trup może przejechać (niesprawdzone na długich trasach), a i ja niedzielny kierowca nie chciałem jechać, to Zdzisław upchał nas do swej Lanci.
Wszystko ok, ale wymontował fotel hehe.
Musiałem zabrać z chałupy poduszkę, a i tak mi dupa ścierpła :p
Bagażnik na full.
Po drodze. Dupa boli coraz bardziej. Trzeba się znieczulić.
Docieramy.
Bardzo fajny camping w Račková dolina. Polecam. Jest ciepła woda pod prysznicami, kranik z pitną wodą. Rzut beretem rzeczka i źródełko wody mineralnej.
Coś by zjadł!
Szczerze powiedziawszy, nie rokowałem rozpalenia ognia. Straszna wilgoć!
Ale Zdzichu się uparł.
Mały wypad w okoliczne chaszcze + moja "magiczna rozpałka" + trochę doświadczenia i dmuchanie.
Dmuchaj! Dmuchaj!
P.s. Toporek musi być i robił robotę :D
Co to za Golum?!
Dmuchaj!
Golum dmucha, a my... kiełbaska dojrzewająca i winko :D
Noo, noo pali się, widzicie!
Ach te gołąbeczki!
No tak, od razu na myśl przychodzą mi krakowskie obsrajdachy.
Zdzisek to lubi kiełbę a'la "węgiel" :D
Oczywiście ja muszę zbudzić się pierwszy, o 6 :(
Skumplowałem się z ekipą z Węgier, z namiotu obok.
Fajnego mają psiaka.
I moje legowisko.
Piesek pozuje.
Namiot "troll" do czegoś zobowiązuje, wór na śmieci na nim musi być ;)
O kurwens, to narzędzie zbrodni pamięta Gierka :p
Toż to by dla całego pułku obiad na tym zrobił hehe.
Wszyscy jedzą, to pajączek też!
W między czasie Zdzisek montuje swoją pędziszosę :D
Baby do garów!
See see see...
Ok. Startujemy.
Początek to straszne kratery. Asfalt w tej dolinie to maskara!
Wyjeżdżamy na główną drogę i od razu siakiś kolarz. Zdzich krzyczy, siadaj na koło. Oczywiście od razu jedzie pełną pytą i mijamy jegomościa.
Siedzę mu na kole, ale jakoś tak, no inaczej się jedzie ni jak, ciężko?
Zaczynają się podjazdy i puchnę. No dobra, trochę się popiło, główka boli, ale... coś nie tak.
Na podjeździe pod Strebskie jadę na najlżejszym przełożeniu (co kasetę zmieniłem z 27 na 29 przed Dolomitami) i... no jakoś tak dziwnie jedzie, ciężko. Kruca, ale pizduś ze mnie. A może to ten oryginalny smar na nowym łańcuchy campy daje takie opory?!
Docieramy na Štrbské Pleso.
Sesja foto.
Chwilę na ławeczce, zjadamy co nieco z zapasów i dalej w drogę.
Tu się Zdzisek zapędził, musiałem dzwonić po niego :p
Ooo wraca i cwaniakuje ;)
Trzym rower a nie strzelaj fochy! (mina nie tęga ;) )
A może popuścił na zjeździe, bo zacny był :D
Zawracamy do wioski, bo się nam woda skończyła. A tam "Zatvorené". Ehh, jedziem dalej.
Zdzichu na fotografa roku!
Ot jakie mi piękne zdjęciunio zrobił.
Docieramy do jakiegoś motelu.
Uzupełniamy zapasy wody i elektrolitów.
Karpat. Ciekawe piwko, nie piłem wcześniej.
Mam ochotę na jeszcze jedno piwko, prawię zamawiam ale... przyjeżdżają na obiad słowackie pałkarze. A my z browarami... ewakuacja puki jedzą ;)
Łot i samotny bociek szczęścia szuka.
Jeszcze jedno miejsce po drodze na sesję zdjęciową ;)
Jakieś 6km przed kampingiem zdycham zupełnie i nie mam sił jechać nawet w tunelu zdziskowym
Dotaczam się na bazę i jestem zdruzgotany tym co się stało. Może sprzedać szosę, wszystko jebnąć i wyjechać w... Beskid Niski ;)
Dobra, cza coś ukuchcić.
Aaa! To się przypala!
Fee ale śmierdzi!
Nie no, takie tragiczne nie było. Dawni nie jadłem potrawki o smaku przypalonego sosu ;)
+ Zdziskowe miodowe wynalazki 7,2% :D
Golum chce jeść!
I je, aż się łysina trzęsie ;)
A jaśnie państwo, się nie skusiło, nie dziwię się hehe ;) ).
Legowisko Piżmoka.
Noo kurwa, zaczyna się, ehh.
Takie tam ;)
Coś musiał odjebać, bo by nie był zdrowy :p
Jest zabawa!
Ba! Jest muza, są wstępne tańce.
Akurat tego dnia był festyn.
Idziem!
Jest lokalne "OSP", ma być dobrze :D
Ale gdzie DJ?
Coś mało ludzi, czyżby po imprezie? Za późno? :(
Pełzniemy do ognia.
Golum próbuje otworzyć piwo i mocno rozjebuje sobie palca.
Ogień coraz większy, grzejemy dupska.
Jest DJ... kurwens, to jakiś kowboj czacza :D
Dziewczyny idą w obroty. HA!
Potem gra dla nas ostatni kawałek i jako jedyna para tańcujemy na placu. Noo noo, takie rzeczy, trzeźwy już nie byłem ;)
Mało alko, do knajpki po piwa.
Analizowanie mapy przy barze :D
Wracamy na obozowisko.
Zdzisek w żywiole. Ogień!
Dziołchy obrabiają kiełbasy ;)
Ten, też pozazdrościł.
Jak to fajnie siedzieć do późna przy ogniu i wpatrywać się w płomienie. Ahh...
Pseudo zabezpieczenie.
Niektórzy kupują siakieś kryptonity chuj wi co, a tu linki namiotu przeciągnięte przez koła/szprychy i spać :p
Poranek.
Grubo było, ale ja i tak samoistnie wstaję 6:10.
Ok, nie będę się już nad nimi znęcał, idę pofocić.
Łot taka okolica.
W tym rozlewisku kitrałem mięso, co by się nam nie zepsuło.
Dalej przez mostek i docieram do źródełka wody mineralnej.
Wracam po rower i jadę w górę.
Mnogo cyklo tras :D
Docieram tu...
Ale da się jechać dalej.
Łot i są łowiecki. Tak sobie samopas, bez żadnego ogrodzenia łażą.
I koniec trasy. Dalej to kolarką nie pojadę. Na "szczycie" wielki opuszczony hotel.
Trzeba wracać.
Mijane wcześniej owieczki, krążą po drodze. Na mój widok (hamuję), ładnie się usuwają i idą boczkiem. Jakieś dobrze wychowane :D
Kompania jeszcze śpi!
Wpadam więc na piwerko na kampie.
Marzy mi się Cesneckova polevka. Jest za wcześnie, nie mają. Muszę pozostać przy zupach chmielowych.
Ooo jest, wstał troll :D
Zasiadamy do stołu.
Kiedy oni tą bryndzę kupili, może jak piłem drugie piweczko w kampingowym barze :D
Bryndza pierwsza klasa!
A ja zupki chmielowe.
Pierwszy raz w życiu jadłem tak ostrą jajecznicę. Cała ciemna od przypraw/pieprzu. Zjadłem ;p
A grzybki... ohh, świetne!
Chillout.
I już w samochodzie.
Trochę ciasno, trudno.
Ha! Kupiłem sobie magnesik na lodówę, Taki ładny z kotkiem i napisem "Zapadne Tatry" :D
Jedziemy na jedyne "dzikie" ciepłe źródło na Słowacji.
Ło ja pierd... ale luda. I jeszcze nas skasowali 1,6E za parking.
Dziady okupują "fontannę".
Cza zamoczyć nóżki i spieprzać.
A noo, jeszcze wspólna fota :D
Rozdzielamy się, bo ekipa zdzisławowska, musi mnie odtransportować do Krynicy.
Po drodze, odwiedzamy Tesco. Nasz krakusek dowiedział się ode mnie, że jest promo na Kofolę :D
I już w Krynicy. Po drodze troszki sobie chrapałem ;)
Chcę zobaczyć jak moja fura ;) będzie wyglądać ze stożkiem 50mm.
I... wyszło szydło z wora!
Tak mi pięknie łańcuch założyli w serwisie. Ojj wstyd, wstdy Latarnik!
A ja się dziwiłem, co tak ciężko się jedzie :p
Ze stożkiem 50mm. Hmm, nie głupio ;)
Zdzisław aka pęknięta guma, aka golum :P
Po 19 pojechał do Krakowa, tak, na rowerze.
No prze dzik.
A ja dalej w miasto ;)
Hiczkok chciał się zlitować nade mną i przewlec łańcuch, ale nowa spinka, ciężko ruszyć w takich warunkach.
Było świetnie, mimo mojego niedomagania. Trochę rowerka, trochę drinkowania i... tańcowania :D
Polecam się na przyszłość.
Kącik kulinarny.
Ot mix "kaszkowy" z serem pleśniowym i czerwoną fasolą. (Dużooo serka :D )
Do tego młoda kapusta kiszona, ugotowana wraz z podsmażonym boczkiem i cebulą.
Ahh...
Pozdrawiam i smaczengo!