Machy 1202m
14-15.06.2025r.
Plan już ustalony, pakujemy się, bo mamy jechać razem. W tym spanie w chatce z wielkim oknem i takie widoczki nam się marzyły z rana...
Jednak, Kama coś się słabo czuje. W gardle drapie, a im później, tym coraz słabsza. Mięśnie bolą.
W końcu oświadcza mi, że nie ma sensu, żeby jechała, bo jakiś zaraz ją atakuje, jest słaba i żeby ją nie rozłożyło do reszty 😷
Smutno jej było, stwierdziłem, że jak będzie bardzo źle rano, to zostanę. A, żeby jej smutno nie było jak jednak pojadę 😈 to wymyśliłem na szybko plan B, z... pchaniem roweru na wieżę widokową i noclegiem.
Rano Kama czuła się na tyle dobrze, że nie potrzebowała pielęgniarza 😉
Więc wziąłem się za realizację planu B. Do fajnej chatki, jeszcze kiedyś pojedziemy razem! 😊
Padło na słowacką mieścinę Zuberec.
Tam, jest też Brestovská jaskyňa i skansen. Wielkim fanem jaskiń nie jestem, ale... czemu nie, nie jest drogo, 10E. Skansen sobie odpuściłem, bo byłem niedawno w podobnym.
Jadę...
Docieram pod jaskinię.
Parking za darmo 😁
Kupuję bilecik w budce i czekam grzecznie.
Idziemy za przewodnikiem. Przed jaskinią rozdaje kaski z czołówkami i szybko objaśnia jak korzystać.
U mnie widzi aparat i mówi, że można robić zdjęcia (za darmoszkę, kolejny pozytyw), w miejscach, w których będziemy się zatrzymywać.
Wejście do jaskini.
Człapiemy...
Przewodnik szkoli młodego.
Piękne formacje na "suficie".
Częściowo idzie się takim kratowanym chodniczkiem, a pod nim płynie podziemna rzeka.
Ciekawie to wygląda.
Fiku miku po takich "taboretach".
I lądujemy w ostatniej salce, a tam niżej, to już zejście do podziemnej rzeki i dalej do zalanych korytarzy.
Za paręnaście tysięcy lat, może powstanie jakiś ładny stalaktyt 😉
Wracamy.
Cóż za piękne sklepienie, w świetle czołówek, niczym jakaś mgławica.
Dużo chodzenia tam nie ma.
Z gadaniem przewodnika (aaa, dla Polaków, jest zalaminowany opis poszczególnych sal/korytarzy i trochę historii), wychodzi niecała godzinka. No ale za te 10E... można iść.
Jeszcze przed właściwą jaskinią, są inne, pomniejsze, gdzie można podejść i kuknąć 😏
To odpinam nogawki (w jaskini zimno, wiec lepiej dobrze się ubrać), siup do samochodu i jadę na okoliczną wieżę widokową, zwaną Tonka.
Na zdjęciach w mapy.cz, widziałem, że jest tam jakiś parking, były samochody. Stwierdziłem, że może dobrze by tam zostawić samochód na noc.
Jadę!
Eee, stromo cosik. W dodatku droga wysypana a'la żużlem/starym asfaltem.
Ja nie wyjadę!?
I... gdzieś w tym miejscu, samochód zaczął grzebać, tracić przyczepność i koniec jazdy.
No nie wyjechałem 😛
Hamulec i... ciągnie mnie na dół 🙈💀
Jakoś, powoli odzyskałem kontrolę, ale... jak tu teraz się wycofać. Ni hu hu, nie ma miejsca żeby gdziekolwiek zawrócić. Noo zesrany byłem "nieco" 😉 ale powoli, na hamulcu, wycofałem tyłem cały podjazd. Uff. Dobrze, że nikt nie jechał z dołu!
Na dole, tuż przy drodze, koleś kopał fundamenty pod murek.
Pytam go, czy owa wieża, w ogóle otwarta (jak już tam pieszo muszę iść 😜). Ten odpowiedział, że tak, jest otwarta, ale samochodem by się tam nie pchał 😂
Oznajmiłem mu, że właśnie próbowałem i ledwo zjechałem.
Poradził zostawić samochód po drugiej stronie drogi, koło garaży.
Tak też uczyniłem i z buta udałem się na szczycik.
Enoo, to prywatna wieża, płatna! 3E.
Jak już dotarłem tu po tych przygodach, to wypada iść.
Na rozluźnienie napięcia po walce z wycofaniem, piwko 😁
Też 3E, ale bardzo dobre, jakieś "lokalne". Nazwy nie pomnę. Nie, nie jest to Urquell, tylko w ich kuflu.
Widok na pasmo, które za chwilę mam zdobywać rowerowo.
I zoomik na Machy 1202m, gdzie przewidziany jest nocleg.
W drugą stronę, czyli Tatr Zachodnich.
A w środku, w "knajpce" (schronisku? Są też noclegi), szopka! 😆
Schodzę na dół, wyciągam rower i w drogę.
Ujęcie na wieżę z podjazdu na przeciwległym paśmie.
O! Jaka fajna huśtawka. Kama by latała pod samo niebo!
Dalej...
Samotne drzewo.
Ojj stromawo, grzeje.
Odpoczynek, na batonika.
Dalej to już samo pchanie, aż na przełęcz.
Niczym lokacja z gry Wiedźmin 3 😀
I morderczy wypych. Chyba po ostatnim, wiele nie zmądrzałem. No ale, tu jest dużo mniej km, to dam radę 😛 Ale ciepełko, a na szczycie, ani po drodze nie ma źródła. Więc zabrałem jeszcze ze sobą 2x1,5L wody.
Siadłem na przełęczy w trawie, zjeść batonika.
Wypsikałem się przy okazji:
Co by mnie przy posiłku nic nie pożarło. Skuteczność może i dyskusyjna, ale bardzo podoba mi się zapach, więc to takie górskie perfumy, tzn "cygański prysznic" 😆
Można było skoczyć jeszcze na Kopec 1251m i fajną chatkę pod szczytem, ale... zmęczyłem się tym wypychem, a i późno się zrobiło.
Na spokojnie rozbiję legowisko i zjem obiad.
Jadę na Machy.
Jest, dotarłem!
Zgłodniałem.
Kitram się w środku, bo wieje, lepiej na palniku gotować w zaciszu.
Tym razem liofiz marki LYO.
A dokładnie
Chyba odrobinę za dużo wody wlałem.
W smaku bardzo dobry, wszystko fajnie się rozpuściło, wymieszało, na niczym nie połamie się zębów.
Nie za ostre. LYO robi bardzo smaczne liofizy.
Rozkładam w środku, na pół otwartym "parterze" legowisko.
Na pięterko wlazł jakiś młody wędrowiec. Ściągnął buty, skarpety i wietrzy stopy 😖
O jebaniec, ale ma wielkie, szerokie stopy. Jak krasnolud! 😆 Niezły troll.
Ja wylazłem na szczyt wieży, tam jest taki malutki punkt obserwacyjny, w sumie na jedną osobę. I focę panoramkę z cieniem owej konstrukcji.
Do zachodu zachodu, jeszcze trochę.
Złażę, czas rozpalić ognicho i zjeść kiełbaskę.
A troll dalej siedzi na pięterku. Nie zszedł do ogniska, nic nie zagadał. Noo dziki troll. Pewnie jak i ja, liczył na kontemplacje w samotności 😜 i nie pykło.
Pojadłem, to zaś do tego "kurnika" na szczycie.
Słońce zachodzi.
Podświetlając plansze z opisanymi szczytami.
W stronę Malá Fatra - widoczny Stoh i charakterystyczny Veľký i Malý Rozsutec 😍
Słonko zachodzi.
Papa.
Czekam jeszcze na kolorki. Coś zaczyna się dziać.
To jeszcze z max zoomem, jakieś "artystyczne ujęcia" 😉
Noo, noo, nawet ładnie było. Zobaczymy, jak będzie na wschodzie.
Schodząc zagaduje do trolla, bo został na noc. Rozłożył sobie na piętrze (mimo wiatru), posłanie. Ja go spod wiatki, nie wyganiałem. Pytam, czy wstaje na wschód słońca, bo ja będę wychodził na wieżę robić zdjęcia.
Coś tam odburknął, że jak wstanie, tak wstanie. Hmm, no zachodem nie był szczególnie zainteresowany.
Idę spać.
Śpię... źle.
Skurczy troll, ale miał szeleszczący bivi bag. Albo... może specjalnie się tak wiercił, żeby budzić mnie bo moje chrapanie budziło jego?😝
Tak czy siak, raczej oboje się nie wyspaliśmy.
Obudziłem się coś 3:40. Nie ma sensu już przysypiać na chwilę (skoro wschód 4:30 - a i przed bywają kolorki). Idę zrobić kupkę 🙊
Towarzysz noclegu może śpi, to choć co prywatności i krecik może się nie przestraszy 😂
Sprawy higieniczne, załatwione.
Zrobiłem jeszcze kubek herbaty i idę focić.
Tuż przed wschodem, rzut obiektywem na odległe szczyty Tatr Zachodnich.
I Orava przed wschodem...
Jest, wyłazi! 😍
No piknie jest.
Mgły nad Oravą, jest klimacik 😇
Tak trochę jesienne kolorki 😉
I jeszcze przybliżenie na Veľký i Malý Rozsutec.
Jakieś "górskie kuraki" wyszły.
Sivý vrch 1805m.
Drzewko przy drodze.
Jem śniadańko, jeszcze jedna herbatka i czas się zbierać.
Troll nie wstał na wschód, nie zebrał się. Chyba dosypia jeszcze.
Opuszczam go, w drogę.
Byle szybko do samochodu i do domciu. Bo jestem mega zmiętoszony, po tej nieprzespanej nocce.
Nieco za szczytem, szerszy widok na morze mgieł zakrywające jezioro.
Ujęcie "w tył". Za mną Machy 1202m gdzie spałem. Zdjęcie z Mnich 1109m.
No to fruu na dół. Fajny zjazd, ale... pryy.
Oj dobrze, że oznaczyli taśmą, bo można by zrobić "fruu" przez kierownicę 😜
Ło kruca, rozryli drogę a potem wypłukało.
Trzeb było jechać obok, łąką, nowo powstającą drogą, gdzie pełno krowich placków 🙈
Tu się już śmiga, droga nie zaminowana 😁
Zjeżdżam jeszcze nad rzeczkę.
Przez ten mostek idzie dalej szlak, ja wzdłuż rzeki, do samochodu.
Scheiße Rose!
Nie to, żebym narzekał na rower, bo zadowolony jestem, ale dostał mocno krowimi plackami. Będzie sporo szorowania😷
Może wiele kilometrów nie zrobione, ale pod względem fotograficznym, bardzo udany wypad 😃
Kącik kulinarny
Arbuz w przyprawach.
Ciepło jest, to coś do nawadniania i jednocześnie skubania 😄
Kama wyczaiła na rolkach, ciekawe połączenie. Słodkie (arbuz), słone (sól), kwaśne (limonka) i ostre (chilli) 😋
Składniki (jw)
- Arbuz - w małych kawałkach
- Sól
- Limonka - sok
- Chili - czy co tam mamy ostrego sproszkowanego
Kroimy arbuza, pestki won! I przyprawiamy, mieszamy dokładnie. Można odstawić do lodówki, na jakąś chwilę, żeby się przegryzło i schłodziło.
I gotowe.
Ciekawa przekąska. Tylko trzeba poeksperymentować z proporcjami.
Mnie się sypnęło za dużo ostrego i... jesz, fajnie, słodko, trochę kwaśno i słono, przyjemnie a potem... ogień w gębie!😈
Przesadziłem. Aż mi gluty z nosa poszły 😂
Smacznego i pozdrawiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz